Statystyka

czwartek, 30 sierpnia 2012

Trzeci.

17 marca 1998r.
Wspomnienia Justina.

"Ten dzień był dość ładny. Na dworze świeciło słońce. 11 letni chłopak imieniem Justin siedział w ogrodzie ze swoim przyjacielem i bawili się samochodami. Wszystko byłoby pięknie gdyby w pewnej chwili nie dostrzegł swojego ojca. Rzucając zabawką o ziemię ruszył w stronę płotu. Niestety był za mały i nie dosięgał klamki, jednak doskonale widział ulicę i pasy. Jego ojciec był tak zafascynowany widokiem swojego syna, że nie patrząc czy nic nie jedzie wkroczył na pasy. Wtedy chłopczyk widział tylko ciało swojego ojca lecące kilka metrów dalej, pisk hamowania i pełno krwi. Z jego oczu momentalnie polały się słone łzy, nie panował nad nimi. Nie do końca wiedział co się wydarzyło ale zdawał sobie sprawę, że to było coś okropnego. Z domu wyszła wtedy 30 letnia kobieta i widząc synka przy furtce oraz ciało męża leżące na ulicy w kałuży krwi podbiegła szybko do Justina i tuląc go do siebie sama zaczęła płakać. Ona wiedziała doskonale, że Ryan już nie żyje. Uderzenie było zbyt silne i zbyt mocne aby miał jakiekolwiek szanse. A on? On myślał, że jego tatuś się obudzi, że wyjdzie z tego i już niedługo znów będą mogli pójść razem na ryby czy pograć w piłkę świetnie się bawiąc. Niestety nic takiego już nigdy nie nastąpiło i nie nastąpi...

     Chłopak przerwał swoje rozmyślenia i wrócił do rzeczywistości. Wspomnienia wykańczały go wielokrotnie i chociaż ma już 25 lat nadal obraz lecącego ojca jest tak realistyczny. Kiedy tylko zamyka oczy widzi jego uśmiechniętą twarz, widzi jego - przystojnego mężczyznę z lekkim zarostem i dużymi, piwnymi oczyma, które sam po nim odziedziczył. Kochał go, był dla niego wzorem do naśladowania.
     Chciał zająć się czymś aby tylko nie wracać do tego feralnego dnia, niestety na marne. Myśli nie dawały mu spokoju a wspomnienia nadal wypełniały jego umysł.

Sygnał syren, płacz matki, zdziwienie przyjaciela i on - sam pośrodku wszystkiego. Czuł się tak jakby był między rzeczywistością a snem, nie rozróżniał wtedy co jest prawdą a co fikcją. Płakał nie kontrolując tego co robi, przytulał matkę nawet nie czując jej obok siebie, patrzył na przyjaciela ale ledwo go widział. Od tamtej pory jego życie zmieniło się, zmieniło się nie do poznania."

     Wspomnienie wypadku jak i obrazu matki, przyjaciela było dla niego bolesne. Kiedy skończył 25 urodziny postanowił, że się wyprowadzi. Nie mógł dłużej mieszkać w mieście, w którym wydarzyło się tak wiele. Wybrał Londyn. Uważał, że to miasto idealnie nadaje się na jego obecność. Był rozdarty i wypruty z życia. Nie szanował tego co ma i w ogóle mu na tym nie zależało. Potem spotkał ja - Anabell. Dziewczynę, która popełniała takie same błędy jak on, która również w jakiś sposób kogoś straciła. Rozumiał ją doskonale. Mimo, że wspomnienia nie dawały mu spokoju cieszył się, że jest ktoś kto go rozumie. Chciał jej pomóc. Wiedział, że dałby radę bo sam przez to przechodził. Tylko jemu nie pomagał nikt, sam musiał sobie poradzić i cieszył się, że to zrobił. Uważał, że to była jedna z najlepszych decyzji w jego życiu. Teraz był wolny, wolny i czysty.

*

8 kwietnia 2004r.
Wspomnienia Justina.

"Stoczył się, stracił wszystko - bynajmniej tak myślał. Uważał, że narkotyki, alkohol i inne używki dadzą mu ukojenie. Na marne.. Problemy znikały tylko na chwilę aby po kilku godzinach wrócić z podwójną siłą. Kiedy brał uważał, że robi dobrze. Wtedy chciał umrzeć, nie myśleć o swoim ojcu, nie przejmować się stanem psychicznym matki, który z każdym dniem był coraz gorszy - myślał tylko o sobie i to mu wystarczyło. Wracał z klubu, w którym prawie codziennie spotykał się z Jacob'em. Nigdy nie zaćpał się jeszcze tak jak tego wieczora. Mimo, że miał dopiero 17 lat przeszedł więcej niż nie jeden dorosły i on doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Ale wtedy, nie obchodziło go nic. Wszedł domu i kiedy przekroczył próg dostrzegł swoją matkę. Był naćpany więc jego obraz wydawał się zupełnie inny - widział kobietę w długiej sukni z pięknym wiankiem na głowie. Miała uśmiech na twarzy i jej oczy tak mocno się świeciły. Jednak prawda była inna. Stała przed nim kobieta w zwykłych jeansach i za dużej koszulce z założonymi rękoma na piersiach. W ogóle się nie uśmiechała a jej oczy nie świeciły. Była zdenerwowana i wkurzona.
- Gdzieś ty się znów włóczył?! - krzyknęła dotykając ręką ramienia syna.
- Jak to gdzie piękna pani.. Byłem z Jacobem w raju. - odpowiedział zaćpany Justin i czknął. Anna spojrzała na niego tylko z politowaniem i chwytając go za ramię ruszyła z nim na górę. Kiedy Justin ułożył się w łóżku, przykryła go kołdrą i całując w głowę - tak samo jak wtedy kiedy miał 5 lat, opuściła pokój zamykając za sobą drzwi."

     Kiedy teraz wracał do tych wspomnień chciało mu się śmiać. Jak mógł być na tyle głupi aby w wieku 17 lat stać się ćpunem jakiego nigdy nie znał. Zawsze sądził, że narkotyki i tego typu sprawy to nie jego świat i nigdy w nim się nie pojawi. Jednak wszystko wyszło zupełni inaczej. 

"Jedno wydarzenie a tak wiele zmieniło w jego podejściu do życia..."

*

13 grudnia 2008r.
Wspomnienia Justina.

"Coraz częściej myślał o samobójstwie. Narkotyki dawały mu ukojenie chwilowe i po jakimś czasie jego organizm tak bardzo przyzwyczaił się do codziennej dawki, że nawet to nie pozwalało mu zapomnieć. Wtedy chciał umrzeć. Marzył o śmierci. Zastanawia was czemu 17 latek myśli o śmierci skoro przed nim całe życie, a każdy inny normalny nastolatek w jego życiu myśli o dziewczynach i pierwszym razie? Otóż jego największym marzeniem była śmierć, tak bardzo chciał zniknąć z tego świata i znaleźć się obok swojego ojca. Czułby się wtedy szczęśliwy i najprawdopodobniej taki by był. Siedział by razem z ojcem nie przejmując się niczym i nikim. Byliby tylko oni.."

     Z jego oczu poleciały łzy. Pierwszy raz od dobrych kilku lat rozkleił się jak małe dziecko. Ale przecież płacz nie oznacza tego, że ktoś jest dziecinny. Płacz pomaga w pozbyciu się złych uczuć i daje lekkie ukojenie. Pozwala zapomnieć i wyżyć się w najłagodniejszy sposób. 

*

5 lutego 2009r.
Wspomnienia Justina.

"Sen, który od dawna nie pozwalał mu normalnie myśleć i funkcjonować wykańczał go. Codziennie śniło mu się to samo. Codziennie widział ojca, który mówił mu, że nie powinien tego robić, że nie powinien próbować się zabić bo ma dla kogo żyć. Ojciec w tym śnie prosił go aby nie brał, aby zaczął opiekować się matką, która cholernie się o niego boi i którą sam miał się opiekować do starości...

     To wspomnienie wkradło na jego usta nikły uśmiech. Pamiętał ten sen, był taki realistyczny. Mimo, że wtedy nie zdawał sobie z tego sprawy to właśnie ten sen mu pomógł. To dzięki niemu zaczął coraz rzadziej chodzić do klubu i coraz częściej spędzał dzień ze swoją matką, którą mimo wszystko kochał tak cholernie i która kochała również jego. 

Widząc smutną twarz ojca i jego zakrwawione oczy zrozumiał, że źle robi. Chciał to zmienić i tak zrobił. Sen go wykańczał ale ojciec ze snu bardzo mu pomagał. Wtedy chciał spać jak najdłużej, chciał jak najdłużej widzieć swojego ojca z którego brał przykład. Chciał aby on już na zawsze pozostał w jego snach, marzył o tym."

     Ten sen zaczął męczyć go od 24 grudnia 2008 roku. W dzień Wigilii pierwszy raz od tak dawna spotkał swojego ojca - spotkał go w śnie i uważał ten dzień za coś magicznego. Cieszył się ale i zarazem nienawidził swojego życia, nigdy nie mógł zrozumieć dlaczego pojawił się tak późno, dlaczego pojawił się dopiero 11 lat po całym zdarzeniu. Dlaczego akurat wtedy zapragnął mu pomóc i przemówić do rozsądku? Nadal tego nie wiedział ale czuł, że właśnie tak miało być. Czuł, że Londyn też pomógł mu wybrać ojciec, czuł, że to właśnie on zesłał Anabell na jego drogę aby zrozumiał jak wiele krzywd wyrządzał bliskim w przeszłości i aby pomógł jej bo ona potrzebuje tego tak samo jak on tego potrzebował - wtedy.

" Ich drogi się spotkały, połączył ich podobny problem..."

~*~

No i jest rozdział 3. 
Mam nadzieję, że was nim nie zawiodłem.
Nowy? Nie wiem kiedy. 
Cóż mogę jedynie powiedzieć, że dedykuję go:
Coverllet z bloga www.calm-island.blogspot.com ;*
Dziękuję ci również za wszystkie miłe słowa
i ten pomysł, który mi podsunęłaś.
~Demi Bieber.

wtorek, 28 sierpnia 2012

Drugi.

12 maja 2008r.
Z pamiętnika Anabell Silver.

"Odkąd pamiętam starałam się zapanować nad swoim życiem. Nigdy mi to nie wychodziło. Codziennie coraz bardziej pogrążałam się w przekonaniu, że nie jestem nic warta. Każdego dnia kiedy tylko otwierałam oczy widziałam śmierć - czarną postać z kosą w ręku. Może to dziwne, ale właśnie tak było. Od tamtej pory zaczęłam myśleć o samobójstwie. Sądziłam, że to najlepsze rozwiązanie na wszystko. Uważałam, że świat beze mnie będzie piękniejszy, lepszy. Wiele razy próbowałam z tabletkami jednak kiedy tylko zaczęłam czuć się gorzej uświadamiałam sobie co robię. Wbiegałam do łazienki i powodowałam wymioty poprzez wsadzenie dwóch palców do buzi. Nie byłam zbyt silna, zawsze rezygnowałam. Nie posiadałam silnej woli, słowa ludzi kierowane w moją stronę brałam na poważnie. Uważałam, że to prawda. No bo skoro mnie nie znają to najwidoczniej mówią prawdę...

     Anabell odłożyła zeszyt nie kończąc czytać całego wpisu. Przypominały jej się wszystkie wydarzenia z tamtych dni, z tamtych lat, chwil. Wspomnienia były dla niej czymś bolesnym. Nigdy nie wspominała swojego życia jako coś pięknego. Każdą chwilę uważała za najgorszą, nie znosiła tego. 

*

     Wyszła z domu przemierzając uliczki Londynu. Pogoda dziś nie była najgorsza. Szczerze? Nawet nie wiedziała po co opuściła dom, po prostu czuła potrzebę odwiedzenia parku do którego chodziła kiedyś bardzo często. Ubolewała tam. Uważała to miejsce za miejsce spowiedzi. Ten park nasłuchał się tyle jej opowieści, że dziwiła się, że wszystkie drzewa nadal są zielone w porze wiosennej. 
     Park znajdował się na obrzeżach miasta, w którym mieszkała. Rzadko kto o nim wiedział. Przeważnie nie było tu nikogo, nikt nie chciał przychodzić taki kawał skoro pod nosem jest jeszcze jeden. Jednak Anabell uwielbiała ten park. Był pusty a to odpowiadało jej najlepiej. Usiadła na jednej z ławek na której przeważnie siadała. Z torby, którą ze sobą miała wyciągnęła pamiętnik i otworzyła na jednej ze stron.

17 stycznia 2011r.
Z pamiętnika Anabell Silver.

"Matka odeszła a ja nadal nie mogę w to uwierzyć. Zawsze obwiniałam się o to ale dziś zrozumiałem, że nie potrzebnie. Od dziś jest ona dla mnie martwa - nie istnieje. Skoro mnie zostawiła miała mnie w dupie, tak po prostu. Najwidoczniej nie dorosła do swojego wieku, nie dorosła do bycia matką. Od dziś otrzymała ode mnie nowe przezwisko. Nie jest już matką - jest po prostu zwykłą SUKĄ! I mogę to napisać milion razy.. SUKA, SUKA, SUKA i tak w kółko. Przestała mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie. Myślała tylko o sobie... Co bym zrobiła gdybym ją spotkała na ulicy? Jakbym się zachowała? Sama nie wiem, tego nigdy nie wiedziałam i szczerze chyba nawet nie chcę jej spotkać. Nie zniosłabym widoku jej mordy ze sztucznym uśmiechem i łzami rozpaczy.. Jej PRZEPRASZAM nic by dla mnie nie znaczyło. Ona odeszła i dla mnie jest już MARTWA, nie musi wracać. Niech zostanie sobie w tym zakichanym mieście ze swoim przydupasem i być może nową rodzinką. Mam to w dupie...
Szkoda tylko, że to tak bardzo boli... "

     Zamknęła z hukiem zeszyt wrzucając go do torby. Wtedy tak bardzo jej nienawidziła. Chyba nadal jej nienawidzi jednak wciąż ją to boli, cholernie boli. 
     Usłyszała szelest liści. Odwróciła głowę zdziwiona, że ktoś tu w ogóle przyszedł. Kiedy dostrzegła swojego nowego sąsiada w środku poczuła radość ale na zewnątrz nie wyrażała żadnych emocji, nic. Kompletna pustka.
- Cześć. Mogę się przysiąść? - rzekł wskazując miejsce obok. Nie odpowiedziała nic. Kiwnęła jedynie głową na tak i zabierając torbę zrobiła miejsce dla towarzysza. - Wszystko w porządku? - dodał po dłuższej przerwie patrząc na jej twarz.
- Nic nie jest w porządku.. - odparła wzdychając. Podciągnęła nogi i opierając je o brzeg ławki objęła rękoma kolana. Patrzyła przed siebie nieobecnym wzrokiem. Mogłoby się wydawać, że jest naćpana ale to tylko błędna teoria. Nigdy nie ćpała, nie paliła, nie piła.
- Jak chcesz możesz mi powiedzieć. Podobno obcym osobą łatwiej się zwierza.. - powiedział nadal patrząc na Anabell.
- Nie jesteś obcą osobą. Znam twoje imię i nazwisko.. - rzekła nadal na niego nie patrząc. Zdziwiła go jej odpowiedź. Spodziewał się czegoś innego. Myślał, że się przed nim otworzy, opowie mu o sobie i będzie jej lepiej. Ona po prostu tego nie chciała.
- Tak to prawda, ale nie znasz mnie lepiej.. - nadal próbował. Intrygowała go. Wyglądała na osobę, która lubi samotność, była cicha i skromna, ale on sądził, że jest pewna siebie.
- A może ja po prostu nie chcę ci się zwierzać? - zadał pytanie retoryczne i pierwszy raz spojrzała na jego twarz. Zamarł kiedy dostrzegł tak intensywnie zielone oczy. Nigdy takich nie widział a spotkał na swojej drodze już wiele osób, jej były niesamowite - intensywne. Kiedy Anabell zorientowała się, że Justin wpatruje się w jej oczy odwróciła głowę. Nie chciała wchodzić z nim w "głębsze" kontakty. 
- Jak wolisz. - odparł i sam usiadł tak, że patrzył przed siebie. Siedzieli w ciszy. On bał się odezwać, ona po prostu nie chciała rozmawiać. Cisza trwała przez dłuższą chwilę. Niespodziewanie przerwała ją Anabell.
- Kiedy miałam 5 lat matka odeszła ode mnie i od mojego ojca... - zaczęła nadal patrząc przed siebie. - Zostawiła nas dla jakiegoś przydupasa, który podobno dawał jej bezpieczeństwo i poczucie wartości. Nie dorosła do roli matki ale jej wyczyn zranił mnie bardzo. To wsiadło na moją psychikę. Uważałam, że to przeze mnie odeszła. Obwiniałam się. Nienawidziłam siebie. Potem zaczęły się chore sytuacje, moje myśli krążyły w około śmierci. Chciałam zginąć, odejść z tego świata bo wydawało mi się, że beze mnie byłby lepszy, piękniejszy. Zaczęłam zadawać sobie ból za pomocą żyletek... - tu się zatrzymała i podciągnęła rękawy swojej czarnej skóry pokazując liczne blizny. - One stały się moimi najlepszymi przyjaciółkami. Ale wtedy poznałam Kasandrę. Powiedziała mi kilka słów, które do teraz zostały w mojej pamięci. Zrozumiałam, że to nie przeze mnie odeszła tylko przez swoja głupotę. Od pewnego czasu nie mam matki, dla mnie ona nie żyje. Zaczęłam używać innego słowa aby określić tego kim jest, jest suką. Myślała tylko o sobie, nie pomyślała co może poczuć mała dziewczynka, która aby wejść w życie nastolatki a potem kobiety potrzebuje rad matki i jej pomocy. Ojciec to jednak nie to samo. Nie miał dla mnie czasu ale doskonale go rozumiałam. Nigdy nie posiadałam milionów a on aby utrzymać i mnie i siebie pracował na dwa etaty. Kochał mnie i o tym wiedziałam, mimo, że mi tego nie okazywał. Jednak kiedy matka odeszła zaczął się staczać. Stał się alkoholikiem.. - znów przerwała aby nabrać powietrza w płuca. - Jednak wyszedł z nałogu. Po prostu oświeciło go, że jestem jeszcze ja. Wiadomo było mu ciężko ale zrobił to. Nie poddał się. Podziwiałam go za to no bo przecież mógł nadal żyć w swoim świecie w którym króluje alkohol i mieć wszystko w dupie ale nie chciał tak. - zakończyła swoją wypowiedź. - Teraz już wiesz praktycznie wszystko.. - dodała i wytarła pojedynczą łzę, która spłynęła po jej bladym policzku. Justin nic nie mówił. W głowie analizował, każde słowo wypowiedziane przez Anabell. Przerażało go to, że winiła siebie za błędy matki. Karała się najgorszym z możliwych sposobów i uważała, że to jest dobre. Nie miała nikogo kto mógłby jej pomóc. Była sama - tak twierdziła. Brakowało jej miłości, matczynej miłości. A on to wyczuł. Był dobrym człowiekiem i łatwo odczuwał uczucia jakie kumulowały się w innych. Zdawał sobie sprawę co to znaczy wychowywać się bez jednego rodzica. Sam stracił ojca w wypadku samochodowym kiedy miał 11 lat. Strasznie to przeżywał. Nie potrafił pozbierać się po stracie człowieka, którego darzył tak ogromnym uczuciem. 

*

     W parku siedzieli dość długo. Chłopak zdążył opowiedzieć jej swoją historię i szczerze mówiąc chyba się polubili. Anabell nie potrafiła się do tego jeszcze przyznać. Nie mogła uwierzyć w to, że na świecie są ludzie z podobnymi bądź takimi samymi problemami. Mimo wszystko uznała dziś, że jest histeryczką. Przecież jej matka żyje - nie ważne, że gdzieś daleko, po drugim końcu świata ale żyje. A on? On stracił ojca na zawsze. Przeżył większe piekło. 

"Ona? Miała jeszcze szansę kiedyś ją spotkać. 
On? Mógł jedynie postawić znicz na jego grobie."

*

     Kiedy wróciła do domu od razu ruszyła do łazienki. Odwinęła bandaż i przyjrzała się swojej ręce - pociętej ręce. Tak bardzo chciała przestać to robić, chciała się z tego wyleczyć raz na zawsze ale czuła, że to nie jest możliwe. Sądziła, że to kwestia przyzwyczajenia. Aby z tego wyjść potrzeba dużo czasu, czasu którego ona miała aż zanadto. Jednak przerażała ją myśl, że może trafić do zamkniętego ośrodka odosobniona od wszystkiego. 

9 grudnia 2009r.
Z pamiętnika Anabell Silver.

"Miesiąc, w którym cała rodzina powinna spędzać ze sobą dużo czasu. Miesiąc świat i radości. Miesiąc miłości i gościnności, miesiąc w którym wszyscy ze sobą są. Jak wyglądały moje święta? Sama nie wiem. Dość długi czas nie miałam pojęcia co to w ogóle za uroczystość, że spędza się ten jeden dzień w tym miesiącu czyli 24 grudnia w gronie rodzinnym. Ja po prostu nienawidziłam tego dnia. Nigdy przy stole nie było rodziny, świątecznych potraf, prezentów. Nie było niczego. Ojciec zazwyczaj pracował, wtedy zarabiał dwa razy więcej niż normalnie a ja? Ja siedziałam sama w swoim pokoju zajadając się pizzą i popijając ją coca-colą. Tak właśnie spędzałam 24 grudnia. Dzień, który wydawał się tak wspaniały dla innych a dla mnie był najgorszym dniem w całym roku..." 

     Zamknęła pamiętnik i z impetem cisnęła nim w przestrzeń pokoju. Kiedy zeszyt uderzył w ścianę a potem opadł na podłogę Anabell położyła się na łóżko i tępo patrzyła w sufit. Z jej oczu zaczęły płynąc łzy, szczere i prawdziwe łzy. Nie potrafiła ich powstrzymać, w ogóle nie chciała tego robić. Ten wpis był dla niej najgorszym jaki napisała. Posiadał najwięcej emocji chociaż nie było tego widać gołym okiem - ona je po prostu czuła. Czuła ten ból i cholerną rozpacz.. Dając upust swoim emocją z wycieńczenia zasnęła..

~*~

No i jest rozdział 2. Mam nadzieję, że się podoba. 
Chciałam aby wyszedł jak najlepiej ale opinię pozostawiam wam. 
Mam nadzieję, że otrzymam komentarze ze szczerą opinią.
Nie chodzi o to, że zależy mi na komentarzach. 
Chodzi o to aby zobaczyć co piszę źle a co dobrze.
Nowy rozdział? Nie mam pojęcia kiedy. Wybaczcie.
~Demi Bieber.

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Pierwszy.

3 czerwca 2012 r.
Z pamiętnika Anabell Silver.

"Myśli samobójcze powoli mnie wykańczają. Wykańczają mnie psychicznie i fizycznie. Zadaje sobie ból za pomocą żyletek, to one są moimi przyjaciółkami. Najlepszymi przyjaciółkami. Ludzie mnie nie rozumieją, mnie nikt nie rozumie. Chociaż wydawało by się inaczej tak nie jest. Coraz częściej mam ochotę wyjść z domu, ruszyć na najwyższy most znajdujący się tu, w Londynie i skoczyć pod pędzący samochód aby zapomnieć o bólu i zniknąć. Ale nigdy nie mam na to zbyt wiele siły. Przy życiu utrzymuje mnie tylko jedna myśl - ojciec. Nie chcę go zranić jeszcze bardziej. Mimo, iż nie ma dla mnie czasu kocham go i jestem mu wdzięczna za to co dla mnie robi. Wiem, że również cierpiał kiedy mama odeszła, widziałam to codziennie. Zaczął wtedy pić, stał się alkoholikiem ale po pewnym czasie zrozumiał co robi, zrozumiał, że ma mnie i ma dla kogo żyć. Poszedł na leczenie, wyszedł z nałogu właśnie dla mnie. Cieszyłam się, że jestem dla niego ważna ale nadal nie czułam tej miłości, którą chciałam czuć, którą chciałam posiadać. Brakowało mi bliskości, czułych gestów takich jak całus w czoło czy przytulenie. Od dziecka nikt nie okazywał mi uczuć. Sądziłam, że w ten sposób chcą po prostu wychować mnie na człowieka bezdusznego, egoistycznego i takiego, który potrafi myśleć tylko o sobie i swoich potrzebach. Ale ja tak nie potrafię. Czuję, że miałam wrodzoną wrażliwość, po prostu nigdy nie potrafiłam patrzeć na cierpnie ludzkie. Gdybym mogła zrobiłabym wszystko aby temu zapobiec, niestety to nie jest możliwe..."

     Wracając do wpisu sprzed miesiąca zdała sobie sprawę z uczuć, które jej wtedy towarzyszyły. W oczach Anabell pojawiły się łzy, które już po chwili spływały po jej policzkach zostawiając tylko mokry ślad. Wspomnienia nie dawały jej spokoju. Przed oczami Anabell pojawił się obraz pijanego ojca. Zawsze kiedy widziała go w takim stanie chowała się w swoim pokoju bojąc się tego co mogłoby się wydarzyć. Chociaż Robert nigdy nie skrzywdził swojej córki w jej wnętrzu zawsze panował chaos. Nigdy nie potrafiła zrozumieć tego co się wydarzyło. Wtedy nawet nie znała pojęcia "alkoholik". Teraz jednak zdawała sobie sprawę i wiedziała doskonale, że alkoholik to osoba uzależniona od alkoholu, która podczas jej braku odczuwa jeszcze większą potrzebę napicia się, a pozbawienie takiej osoby trunku, powoduje szereg dolegliwości organizmu o charakterze psychosomatycznym nazywanym zespołem abstynencyjnym.

*

     Pierwszy raz od dość dawna Anabell postanowiła opuścić dom i przejść się uliczkami Londynu. Nigdy nie lubiła tego miasta. Przytłaczało ją. Przeważnie padał tu deszcz, który doskonale odzwierciedlał jej stan emocjonalny. Słońce pojawiało się bardzo rzadko, przez co Anabell myślała, że pogoda jest z nią jednością. Przeważnie kiedy była smutna - co trwało raczej codziennie, na dworze padał deszcz lub było pochmurno. Mimo wszystko brunetka uwielbiała deszcz, mogła wtedy spacerować po parku najlepiej nocą kiedy w około nie było nikogo. Nie odczuwała strachu chociaż tak na prawdę panicznie się bała, ale było jej to obojętne. Czasami nawet chciałaby aby ktoś na nią napadł. Skrócił by jej cierpienie, nie zdając sobie sprawy jak bardzo by jej pomógł. 
     Kiedy Anabell zamieszkała w Londynie była totalnym wrakiem człowieka. Nie potrafiła się pozbierać. Wtedy z domu wychodziła tylko dlatego, że kazał jej ojciec. Poznała wtedy pewną dziewczyną - jej przeciwieństwo. Była to czerwonowłosa dziewczyna pochodząca z pełnej rodziny. Posiadała kochających ją rodziców i miała to co chciała ale nie była rozpieszczona. Nigdy nie wywyższała się i nie uważała za lepszą. Posiadała grono oddanych przyjaciół, których Anabell nigdy nie posiadała. Nazywała się Kasandra Smith. Od Anabell była starsza o rok ale to właśnie przed nią otworzyła się brunetka. To ona poznała jej stan psychiczny i to ona poznała całą prawdę o życiu Anabell. Od tamtej pory Kasandra stała się najlepszą przyjaciółką Anabell, chociaż brunetka rzadko wychodziła z domu i rzadko się widywały nadal się przyjaźniły. Czerwonowłosa doskonale rozumiała swoją przyjaciółkę, starała się postawić w jej sytuacji i wyobrazić sobie co przeżywa. Jednak wyobrażenia nigdy nie staną się rzeczywistością a Kas nigdy nie zazna tego co zaznała brunetka. 

*

20 marca 2005r.
Z pamiętnika Anabell Silver.

"Czerwonowłosa piękność z długimi nogami i idealnie wykreowaną figurą. Pełna rodzina, która potrafi okazać jej uczucia i dać to czego najbardziej potrzebuje - Kasandra Smith. Nowo poznana osoba, nowe otoczenie i nowi ludzie. Nowe miasto = NOWE ŻYCIE. Lepsze? Mam nadzieję, że tak.. Przyjaźń - to to właśnie łączy mnie z Kasandrą. Doskonale mnie rozumiem, przynajmniej się stara a ja? Jestem jej za to cholernie wdzięczna...

     Przeczytała początek i przejechała palcem po fotografii, która była przyklejona na stronie. Znajdowały się na niej dwie osoby. Ona i Kasandra - ona smutna i przygnębiona, Kasandra uśmiechnięta i wesoła. W jej oczach ponownie zebrały się łzy. Tak bardzo nienawidziła tego uczucia, nienawidziła swojego życia i tego co ją spotkało. Może wyolbrzymiała problemy i za bardzo rozpamiętywała odejście matki ale taka już po prostu była. Nie potrafiła sobie poradzić sama. Rzuciła zeszyt na łóżko i wstając podeszła do komody. Otworzyła trzecią od dołu szufladę i wyjmując z niej zawinięta w kawałek chusteczki żyletkę usiadła na łóżku. Chwyciła w dłonie ponownie swój pamiętnik czytając ciąg dalszy wpisu.

Sądziłam, że w życiu nie spotka mnie już szczęście. Zawsze uważałam, że na nie nie zasłużyłam, że to Bóg tak chciał i dlatego odeszła mama. Najwidoczniej coś zrobiłam źle. Obwiniałam się o wszystko. Nienawidziłam siebie i swojego życia. Nienawidziłam wszystkiego - całego świata na którym żyłam...

     Przerwała czytać przejeżdżając żyletką po jeszcze świeżych bliznach. Kiedy z nadgarstka polała się krew pojedyncze krople kapały na zapisane kartki. Wiedziała, że to niszczy jej psychikę jeszcze bardziej ale nie potrafiła przestać. W ten sposób zapominała o bólu. Czuła, że nic prócz psychiatryka i terapii już jej nie pomoże. Wiele razy chciała zgłosić się ale za każdym razem rezygnowała, była zbyt słaba - nie miała wsparcia. 

Przyjaźń to pojęcie względne, które daje do zrozumienia dwójce osób co ich łączy. Na przyjacielu zawsze można polegać, nie ważne czy zadzwoni się do niego o 2 nad ranem z głupim pytaniem czy cię kocha czy po prostu wypłacze mu się w ramię po nieudanym związku. Niestety moja przyjaźń z Kasandrą wyglądała zupełnie inaczej. Nie płakałem jej w ramię, nie dzwoniłam do niej o 2 nad ranem. Po prostu opowiadałam jej o życiu i to ona płakała. Kiedy to robiła czułam, że przejęła na jakiś czas moje emocje i uczucia, a ja? Ja byłam przez jakiś czas wolna...

     Zrobiła sobie jeszcze głębsze rany. Chciała stracić przytomność, chciała stracić dużo krwi i już się nie obudzić. Chciała zniknąć.

Wtedy ona mi pomogła a ja obiecałam jej, że nie zrobię nic głupiego. Przysięgłam jej bo tego ode menie wymagała. Zgodziłam się to zrobić bo ją kochałam. Była mi bliska. Pierwszy raz poznałam co to znaczy przyjaźń i miłość. Pierwszy raz zrozumiałam ile może znaczyć dla człowieka drugi człowiek. To było piękne i... i prawdziwe..."

     Opamiętała się kończąc czytać ostatnie słowa swojego wpisu. Przypomniała sobie, że obiecała a przecież nie chciała wyjść na egoistkę. Zamknęła pamiętnik i chowając go pod poduszkę wstała z łóżka. Podeszła do okna i robiąc duży zamach wyrzuciła narzędzie krzywdy przed siebie po czym wbiegła do łazienki. Powoli stawała się senna i słaba. Z wieszaka wzięła pierwszy lepszy ręcznik i mocząc go w zimnej wodzie owinęła nim nadgarstek dając chwilowe ukojenie. Myślała, że to pomoże. Na marne.. Cały jasny, puszysty ręcznik szybko przybrał koloru czerwonego. Z szafki, która wisiała nad umywalką wyciągnęła czerwoną apteczkę z białym krzyżem na środku. Otworzyła wieko i wyjęła bandaż oraz wodę utlenioną. Kiedy polała otwarte rany zwinęła się z bólu. Kiedy opłukała rękę zimną wodą aby wymyć resztki wody utlenionej i zmyć krew z ręki owinęła ją zgrabnie bandażem i opuściła pomieszczenie.

*

     Mimo iż Anabell nie mówiła ludziom o swoich talentach posiadała je. Potrafiła pięknie śpiewać i wiedziała to tylko ona. Nawet jej ojciec tego nie słyszał. Nikomu o tym nie mówiła, przed nikim nie występowała. Chciała ale bała się. Nie potrafiła pojawić się na scenie przed jury, którzy mieli oceniać jej śpiew. Pozatym publiczność - nie lubiła ludzi, nie lubiła tłumu. Przytłaczał ją. Przytłaczał ją tylko dlatego, że odkąd pamięta zawsze była sama, no nie do końca sama fizycznie ale sama psychicznie i emocjonalnie. 
     Otworzyła zeszyt w którym zapisywała słowa swoich własnych, wymyślonych piosenek. Kiedy doszła do odpowiedniej strony włączyła płytę akustyczną na którą sama skomponowała melodię za pomocą komputera i zaczęła śpiewać. Jej głoś roznosił się po całym pokoju. Był niczym śpiew anioła. Ciszy, wpadający w ucho i spokojny...

*"There's a fire starting in my heart
Reaching a fever pitch
And it's bringing me out the dark

Finally, I can see you crystal clear
Go ahead and sell me out
And a I'll lay your ship bare
See how I'll leave with every piece of you
Don't underestimate the things that I will do..."

     Przerwała słysząc dziwny dźwięk. Podniosła się z łóżka na, którym siedziała i otwierając okno wyjrzała na zewnątrz. W domu obok paliło się światło. Odkąd tu mieszka nigdy nie widziała aby ktoś przyjeżdżał właśnie tu lub aby ktoś tu mieszkał. Kiedy w oknie dostrzegła jakąś postać szybko schowała się w pokoju zamykając okno i przysłaniając rolety. Postanowiła śpiewać dalej...

"The scars of your love remind me of us
They keep me thinking that we almost had it all
The scars of your love, they leave me breathless
I can't help feeling..."

     Zakończyła swoją piosenkę i wyłączając muzykę położyła się na łóżku, tępo patrząc w sufit. Odpłynęła...

*

     Obudził ją dźwięk dzwonka do drzwi. Jej ojca nie było w domu wyjechał w jakąś delegację. Anabell zdziwiona wizytą nieznajomej osoby w dodatku o tej porze podniosła się i zeszła schodami na dół. Stanęła przed drzwiami i przekręcając zamek otworzyła je na oścież. Za nimi stał chłopak. Lekko straszy. Był przystojny. Światło księżyca doskonale oświetlało jego twarz przez co Anabell bez problemu widziała piękne czekoladowe oczy. 
- Witaj. Nie chcę przeszkadzać po prostu chciałem się przywitać. Wprowadziłem się tu obok a że nie znam nikogo fajnie byłoby powitać chociaż sąsiadkę. - rzekł uśmiechając się promiennie. - Jestem Justin Gold. - dodał wyciągając dłoń w stronę dziewczyny. Spojrzała na niego po czym przeniosła wzrok na wyciągniętą rękę i lekko ją uścisnęła.
- Anabell Silver. - odparła ale chłopak nie puścił jej ręki. Obrócił ją lekko tak, że widział bandaż przez który już zdążyła przebić się krew.
- Coś się stało? - zapytał z lekką troską patrząc na bandaż.
- Nie. Nic się nie stało. - rzekła szybko wyrywając swoją rękę z jego uścisku. - Wybacz ale jestem trochę zmęczona i chciałabym się położyć. - dodała patrząc na chłopaka. Nie chciała zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, to raczej byłoby nie miłe.
- Jasne. Już sobie idę. W takim razie dobranoc i mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy. - odparł uśmiechając się lekko co Anabell odwzajemniła i kiedy szatyn odszedł zamknęła szybko drzwi opierając się o nie. Kiedy otrząsnęła się z szoku wbiegła schodami na górę i pierwszy raz od dłuższego czasu wybrała numer do Kasandy. Miała ochotę z nią porozmawiać.

*

     Po rozmowie z przyjaciółką poczuła się szczęśliwa w jakimś stopniu. Wykąpała się, ubrała pidżamę i zmieniła opatrunek. Położyła się na łóżku i przykrywając swoje ciało kołdrą odpłynęła.

~*~

No i 1 już za nami. Wiem, że krótki ale i tak dziś miałam nic nie dodać.
NN nie wiem kiedy, zależy od weny i chęci.
~Demi Bieber.
* fragment piosenki Adele -Rolling in the deep

sobota, 25 sierpnia 2012

Prolog opowiadania pt. "Fix a heart".


19 lipca 2004r.

Z pamiętnika Anabell Silver.

"Związki dwóch osób zazwyczaj wydają się idealne. Ludzie patrzący na nich z perspektywy obserwatora widzą dwoje ludzi idących obok siebie za rękę z uśmiechami na ustach. Ale czy, każdy związek jest idealny? Czy to nie są tylko pozory? Kiedyś pewna mądra osoba powiedziała mi, że prawdziwy związek składa się z kłótni, zazdrości, rozterek. I tak właśnie jest. Nie ma na świecie idealnych związków, w każdym związku znajdzie się jakiś powód, mały pretekst do ogromnej kłótni która trwa zazwyczaj kilka dni, tygodni, ale mimo wszystko po tak długim czasie osoby te do siebie wracając. Dlaczego? Ponieważ kochają się mimo wszystko i bezgranicznie. Nie wyobrażają sobie dalszego życia bez drugiej połówki, które zazwyczaj pasują do siebie idealnie. Są jak jabłko przekrojone na pół i podzielone między dwójkę osób. To w tym wszystkim jest najpiękniejsze. W związku najważniejsze jest uczucie. Jeśli jest silne - przetrwa wszystko. Nawet najgorsze nieszczęście i wszelkiego rodzaju zło. Przetrwa bo obie strony tego chcą, przetrwa bo obie strony o to walczą. Zawzięcie walczą..."

     Zamykając zeszyt który służył jej jako pamiętnik westchnęła tylko i przejechała opuszkami palców po okładce, na której znajdowało się kilka wzorów. W swoim pamiętniku opisywała wszystko co czuła, wszystko co uważała za słuszne. Mimo iż miała już 19 lat nadal uważała to za idealny sposób rozładowania swoich emocji. Nigdy nie spotkała prawdziwej miłości, nigdy nawet nie wiedziała co to znaczy być kochaną. Nie posiadała prawdziwej rodziny. Mieszkała z ojcem ponieważ matka zostawiła ich kiedy Anabell skończyła 5 lat. Przyszła sobie pewnego dnia do domu i oznajmiła, że wyprowadza się do innego miasta do swojego kochanka, który daje jej poczucie bezpieczeństwa i wartości. Wtedy nawet nie zdawała sobie sprawy jak bardzo krzywdzi swoją córkę, nie zdawała sobie sprawy, że dziewczynce do dalszego rozwoju jest potrzebna matka. Matka, która nauczy jej jak korzystać z tuszu do rzęs. Matka, która doradzi w podjęciu naprawdę ważnej decyzji i matka, która mimo wszystko zawsze będzie. Niestety. Anabell nie posiadała tego szczęścia. Miała wspaniałego ojca ale mimo wszystko to za mało. Chociaż bardzo się starał miał mało czasu dla swojej córki. Po odejściu Lucy musiał pracować dwa razy ciężej aby tylko utrzymać siebie i Anabell. Zadajmy sobie zatem jedno podstawowe pytanie. Czemu w tym wszystkim to Anabell ucierpiała najbardziej?


~*~

No i jest prolog. Mam nadzieję, że wam się spodoba. 
Liczę na komentarze ze szczerą opinią. 
Komentarze typu: " jest super, czekam na nn"
na prawdę mnie nie cieszą o czym napisałam dokładniej poniżej w Informacji.
Nowy rozdział? Jak napisze to będzie.
~Demi Bieber.