Statystyka

wtorek, 6 listopada 2012

Wybaczcie..

Wybaczcie ale opuszczam ten blog - nie podam wam powodu ponieważ to dość osobiste. Po prostu mi wybaczcie..

INFORMACJA!
Osoby, które informowały mnie o nowych rozdziałach u siebie niech robią to dalej tylko na www.hate-love-peace.blogspot.com w zakładce "spam". Z góry ogromnie dziękuję. 

czwartek, 25 października 2012

Siódmy.

      Jej stan był z dnia nadzień coraz gorszy. Zamiast dochodzić do siebie brunetka była coraz bardziej chora. Justin był załamany. Pilnował ją - rzadko opuszczał jej pokój. Była dla niego jak młodsza siostra, troszczył się o nią i pomagał jak mógł ale widok cierpiącej dziewczyny przytłaczał go.

6 maja 2011r.
Wspomnienia Justina

"Widok chorej osoby przerażał go, śmierć lub inne katastrofy które pokazywali w telewizji załamywały go coraz bardziej. I mimo, że minął prawie rok od śmierci jego najlepszego przyjaciela nie potrafił się z tym pogodzić. Byli jak braci - rozumieli się bez słów. Utrata drugiej bardzo ważnej osoby w jego życiu przybiła go tak jak jeszcze nigdy nic. Codziennie wieczorem siadał na balkonie i patrzył przed siebie tępym wzrokiem rozmyślając. Często zadawał sobie pytanie - "kiedy przyjdzie kolej na moją śmierć?" lecz nigdy nie uzyskiwał odpowiedzi. Sam chciał zakończyć swoje życie, uwolnić się od cierpienia - na marne. Był zbyt słaby..."

     Minął tydzień. Anabell nie wyzdrowiała dlatego lekarz zarządził, że najlepszym rozwiązaniem będzie umieszczenie ją w szpitalu, w którym posiadają możliwość na zrobienie wszystkich badań.

*

     Każdego dnia przez najbliższe miesiące siedział przy jej łóżku trzymając jej dłoń. Lekarze w końcu poznali powód jej choroby. Okazało się że Anabelle cierpi na białaczkę szpikową. Oczywiście choroba groziła jej śmierć jeśli nie znajdzie się dawca szpiku a co wiadome na to bardzo długo się czeka. Lekarze nie mieli nadziei - stracili ją. Nie chcieli wciskać kitów, brunetka prosiła aby byli z nią szczerzy. 
- Jak się dziś czujesz? - zapytał szatyn siadając na krześle. Kolejny dzień, kolejne odwiedziny i kolejny smutek. Brunetka nie odpowiedziała. Wzruszyła tylko ramionami odwracając głowę w drugą stronę. Z jej oczu wypłynęło kilka łez. 
- A jak mam się czuć? - odparła patrząc na twarz chłopaka. - Tak jak wczoraj, jak miesiąc temu... - dodała patrząc prosto w jego oczy.
- Anabell wyjdziesz z tego. Na pewno znajdzie się dawca. Obiecuję ci to. - wyszeptał cicho Justin. Sam cierpiał, nie potrafił pogodzić się z tym, że może stracić kolejną ważna osobę. 
- Sam w to nie wierzysz Justin... - rzekła. - Nie ma o czym mówić.. Wiesz lepiej będzie jak już pójdziesz. Nie chcę abyś widział mnie w takim stanie. - dodała ostatni raz dotykając jego dłoni.
- O czym ty... - przerwała mu.
- Proszę nie utrudniaj. - powiedziała odwracając głowę w stronę okna. Szatyn westchnął tylko i wstał z krzesła opuszczając salę w której leżała brunetka - jego brunetka. Był roztrzęsiony. Usiadł na krześle przed salą i schował twarz w dłonie. 
- Wszystko w porządku? - zapytał obcy go głos. Kiedy podniósł głowę do góry dostrzegł, że to pielęgniarka. Nie odpowiedział nic tylko kiwnął twierdząco głową. Chciał aby dała mu spokój. Kiedy oddaliła się na odpowiednią odległość wstał z miejsca i z całej siły walnął pięścią w ścianę. Chciał w ten sposób wyładować swoje emocje. 

"Cierpiał i widzieli to nawet ludzie, którzy go nie znali..."

*

9 lipca 2011r.
Wspomnienia Anabell.

"Obiecałam sobie, że nigdy nie pojawię się w szpitalu. Tata wiele razy próbował wybić mi to z głowy mówiąc, że kiedyś może nadejść taki moment w którym nie będzie innego wyjścia. Sprzeciwiałam się. Wierzyłam, że tak nie będzie. Byłam buntowniczką - żyłam własnym życiem i może to określenie do mnie nie pasuje ale taka właśnie byłam. Buntowniczka bez przyjaciół i grona znajomych, którzy podziwiają mnie za to jaka jestem. Nie posiadałam tego..."

     Na same wspomnienie chciało jej się śmiać. Zarzekała się, że nigdy nie trafi do szpitala a teraz została przykuta do tego miejsca. Można, rzec że stało się jej domem od teraz do końca życia. W końcu lekarze nie dają nadziei i ona sama jej sobie nie daje..

"Chciała wierzyć ale nie mogła. Chciała się cieszyć ale nie mogła. Chciała kochać ale nie mogła. Chciała mieć przy sobie innych ale nie potrafiła ich ranić dlatego postanowiła odizolować się od świata..."

~*~
No i wróciłam. Cóż szczerze mówiąc nie wiem kiedy pojawi się 8 rozdział 
ale naszła mnie wena więc jest ten. Jak widać minął miesiąc. 
Mam nadzieję, że nie zapomnieliście i że nadal będziecie śledzić 
i komentować losy Anabell i Justina. Cóż to chyba na tyle. 
+ dziękuję coverllet 
bo to w sumie przez wczorajszą rozmowę z nią naszła mnie ochota na powrót. 
Do następnego! ;D
~Demi Bieber.





czwartek, 20 września 2012

Informacja.

     Nie wiem co mogę wam powiedzieć ale chcę zakończyć blogi z tematyką Biebera - to raczej pewne. Sądzę że już nie potrafię pisać o uczuciach ludzi, nie potrafię sama siebie oszukiwać, że jest dobrze. Może wrócę do tych blogów [ mam na myśli ten jak i lmlyd.blogspot.com ] ale nie obiecuję. Przecież nie mogę tego zrobić. Chcę skupić się na innym, nowym blogu. Zaczynam z tematyką fantastyki, zobaczymy jak mi pójdzie. Jeśli mi się nie uda odejdę na zawsze. Tak to postanowione. Nie piszę dobrze i widzę to doskonale. Proszę, nie mówicie mi, że jest inaczej bo wiem jak jest, nie pytajcie kiedy nowy rozdział bo nie będę umiała odpowiedzieć wam na to pytanie.

     Aha i zapomniałabym. To, że na jakiś czas odchodzę od tematyki Biebera wcale nie jest dla mnie łatwe. Mimo, że nie będę pisać już opowiadań z nim [ bynajmniej jako głównej roli ] to nie znaczy, że przestanę być jedną z Beliebers. Nie! Tak nie będzie nigdy. Dlatego chcę uprzedzić was od razu - nie mówcie mi rzeczy typu : "co z ciebie za fanka, nie jesteś prawdziwą Belieber" bo to nie prawda. To, że kończę blog nie oznacza, że kończę z Belieber i Justinem. Zawsze dla mnie będzie

Once a Belieber, Always a Belieber.

i to się nie zmieni - NIGDY!  Nie chcę przedłużać tej wypowiedzi bo wiem, że i tak większość tego nie przeczyta. Cóż miło mi było, dziękuję za wszystkie komentarze i wejścia - za wszystko. Być może do zobaczenia kiedyś.



~Demi Bieber.

czwartek, 13 września 2012

Szósty.

     Siedziała w "swoim" pokoju. Nie mogła przyzwyczaić się do myśli, że mieszka pod jednym dachem z szatynem. Nagle zrobiło jej się słabo. Jej ciało oblały zimne poty i zaczęła się trząść. Wygrzebała z dna szafy wszystkie koce i opatuliła się nimi najszczelniej jak potrafiła ale nadal było jej cholernie zimno. Nie wiem ile tak siedziała ale gdy drzwi od jej pokoju otworzył Justin i zobaczył jak wygląda upuścił książkę, którą trzymał w rękach i podbiegł do niej.
- Co ci jest? - zapytał lekko przerażony patrząc na twarz brunetki. Nie potrafiła mu odpowiedzieć. Nie mogła wydobyć z siebie słowa. Gardło piekło ją niemiłosiernie. Czuła się tak jakby ktoś okładał ją przez kilka godzin bez przerwy. Szatyn dotknął czoła Anabell i od razu chwycił za telefon. Wykręcił numer do lekarza i już po chwili prowadził z nim konwersację.

15 marca 1994r.
Wspomnienia Anabell.

"Nienawidziłam chorować. Wtedy matka strasznie się nade mną rozczulała. W tamtym czasie uważałam, że to coś okropnego. Przesadzała ze swoją miłością i zmartwieniem. Często przez cały tydzień leżałam w łóżku bez ruchu bo mi na to nie pozwalała. Nie mogłam się ruszać dopóki nie wyzdrowieje. Rozumiem choroba chorobą ale bez przesady...

     Na to wspomnienie Anabell zrobiło się smutno. Mimo tego jak się czułe w tej chwili oddała by wszystko aby osoba, którą ją opuściła pojawiła się ponownie w jej życiu właśnie teraz. Aby zaopiekowała się nią tak jak kiedyś. Tak jak 14 lat temu kiedy brunetka pierwszy raz była poważnie chora. 

Kiedy tylko mi się poprawiło mogłam opuścić pokój, który przez te 7 dni znienawidziłam. Pamiętam jak wybiegłam wtedy z domu prosto do ogrodu aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Usiadłam na huśtawce i tak po prostu zaczęłam się bujać. Poczułam wolność, poczułam, że choroba ode mnie odeszła i znów mogę być tym radosnym dzieckiem."

*

     Stał przed drzwiami do pokoju Anabell. Lekarz był już w środku i badał ją. Kiedy tylko zobaczył jej stan zdrowia wystraszył się nie na żarty. 

18 kwietnia 2011r.
Wspomnienia Justina.

"Nienawidziłem kiedy ktoś mi bliski chorował lub po prostu przechodził załamanie. Pamiętam tamten dzień doskonale. Uczęszczałem już na terapie prawie rok i mimo, że uciąłem swoje kontakty z Jacobem wiadomość o jego śmierci wstrząsnęła mną. Był moim najlepszym przyjacielem, był dla mnie jak brat. Czułem się wtedy winny. Sądziłem, że mogłem mu pomóc. Przecież mógł razem ze mną uczęszczać na terapie. Ale on nie chciał - on nigdy nie chciał. Często mówił mi, że wyobraża sobie swoją śmierć. Wiedział, że umrze przez narkotyki. Jego słowa wciąż krążyły w mojej głowie "Jak umrę? To proste! Tylko i wyłącznie z przedawkowanie. Innej opcji do siebie nie dopuszczam." i zawsze wtedy śmiał się jak głupi a ja razem z nim bo sądziłem, że robi sobie żarty. Ale to nie były żarty i przekonałem się o tym kiedy zadzwoniła do mnie jego matka informując że Jacob zmarł w nocy z 17 na 18 kwietnia o godzinie 2:13. Wypadł mi telefon z ręki i rozpadł się na kawałki."

     Kiedy lekarz opuścił pokój Anabell szybko do niego podszedł.
- I co z nią? Proszę mi powiedzieć. - zaczął nerwowo patrząc na spokojny wyraz twarzy lekarza.
- Spokojnie. To tylko angina. Wypisałem antybiotyk i dobrze by było gdyby już dzisiaj dostała pierwszą dawkę. - rzekł wręczając Justinowi receptę. Ruszył w stronę schodów ale zatrzymał się i odwrócił z powrotem podchodząc do szatyna. - Aha i zauważyłem przypadkowo na nadgarstkach dziewczyny świeże rany. Ona się tnie prawda? - zapytał ale nie uzyskał odpowiedzi. Kiedy Justin usłyszał o świeżych ranach nie mógł w to uwierzyć. - Cóż to wszystko. Chciałem po prostu aby pan wiedział. Do widzenia. - dodał i zszedł po schodach a zaraz potem opuścił mieszkanie. Justin przez chwilę stał jeszcze w wielkim szoku ale zdecydował się to wszystko wyjaśnić. Wkroczył pewnym krokiem do pokoju Anabell i usiadł obok niej na łóżku. Spojrzała na niego i nikło się uśmiechnęła ale kiedy nie otrzymała odpowiedzi na gest jej wyraz twarzy się zmienił.
- Możesz mi coś wyjaśnić? - zapytał szatyn podnosząc głowę tak, że patrzył prosto w jej oczy.
- Nie bardzo rozumiem co.. - wychrypiała. Szczerze mówiąc to wkurzyło chłopaka jeszcze bardziej. Chwycił ją za dłoń, przysunął bliżej siebie i podciągnął rękaw od bluzy ukazując świeże blizny. 
- Teraz rozumiesz. - rzekł patrząc na nią z wściekłością w oczach jednak kiedy dostrzegł jej minę szybko zmienił nastawienie. - Czemu znów to zrobiłaś? Obiecałaś mi, że już nigdy nie sięgniesz po żyletkę. Przecież wiesz, że możesz mi powiedzieć o wszystkim. Po co to robisz.. - powiedział dość łagodnie patrząc czule na Anabell. - Po co? - dodał już ciszej puszczając jej rękę. Odpowiedzi nie uzyskał. Szczerze mówiąc nie uzyskał jej dlatego, że brunetkę cholernie bolało gardło ale prawda była taka, że ona nie wiedziała co ma mu odpowiedzieć. Że zrobiła to tylko dlatego, że boi się odrzucenia? Że boi się wyznać prawdę? Uznała, że to będzie lepsze rozwiązanie...

"Potykała się o własne nogi, rozlewała mleko, płakała kiedy była sama, ale to nie zmieniało faktu, że jest silna." 

~*~
No i jest rozdział 6. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu.
Gdyby nie to, że jestem chora i siedzę w domu rozdział by nie powstał
ponieważ w szkole takie zapierdol, że mała bania.
NN nie wiem kiedy. Może za 2 tygodnie.
Nie obiecuję.
~Demi Bieber.

niedziela, 2 września 2012

Piąty.

     Pakowanie zajmowało jej mało czasu. Razem z Justinem świetnie się przy tym bawili. Szczerze mówiąc Anabell pierwszy raz od bardzo dawna szczerze się uśmiechała. Szatyn tak wiele zmienił w jej życiu, zawdzięczała mu bardzo wiele.

27 maja 2008r.
Wspomnienia Anabell.

"Pierwszy raz szłam na imprezę. Wyciągnęła mnie na nią Kasandra i mimo, że się sprzeciwiałam i tak udało jej się mnie namówić. Ta dziewczyna miała dar, dar przekonywania ludzi. Kiedy ubrane w obcisłe sukienki i wysokie szpilki opuściłyśmy dom czerwonowłosej poczułam się nieswojo. 

     Na to wspomnienie brunetka odłożyła bluzkę i zaczęła się śmiać. Justin spojrzał na nią jak na wariatkę. Nie wiedział skąd pojawił się taki atak śmiechu u Anabell.
- Coś się stało? - zapytał lekko drapiąc się po głowie.
- Nie, nic. Śmieszne wspomnienia. - odparła i przestając się śmiać zaczęła dalej pakować swoje ubrania i inne potrzebne rzeczy. Justin pokręcił tylko z rozbawieniem głową i położył się na łóżku. - Wiesz.. - zaczęła nagle brunetka. - To dziwne. Znam cię już prawie dwa miesiące a nie wiem ile masz lat. Śmieszne, prawda? - zapytała i spojrzała na niego marszcząc brwi. Tak szczerze on też nie wiedział ile Anabell ma lat. Nigdy nie rozmawiali na ten temat. 
- 25. - odparł podpierając się na łokciach. Spojrzał na jej twarz. Była zdziwiona.
- Nie żartuj. Nie wierzę, że jesteś tak stary. - rzekła wybuchając śmiechem. 
- Serio. Mam 25 lat. - odpowiedział. - A ty ile masz lat? - dodał marszcząc brwi i patrząc na nią wyczekująco. 
- Skończyłam 19. - powiedziała wkładając parę jeansowych spodni do dość dużej, zielonej walizki. 
- Serio?! - tym razem to szatyn był zdziwiony. Powiedział by spokojnie, że ma jakieś 21-22 lata ale nie że 19. Otworzył usta ze zdziwienia patrząc na nią.
- Zamknij usta bo wleci ci mucha! - krzyknęła i nie ostrzegając go wskoczyła na niego. 

Przekroczyłyśmy próg najlepszego klubu w Londynie. Byłam zdziwiona, że wpuścili tam mnie. Miałam wtedy tylko 15 lat. Co prawda makijaż dodawał mi lat ale mimo wszystko to było dziwne. Ochroniarze nie sprawdzali legitymacji ani dowodów po prostu nas wpuścili. Zajęłyśmy miejsca przy barze. Kiedy Kasandra zamówiła nam dwie tequille lekko mnie to oburzyło ale już po chwili wypiłam zawartość szklanki duszkiem. Po kilku kolejkach byłam nieźle wstawiona. Weszłam na parkiet i zaczęłam bawić się z jakimś chłopakiem. Był starszy to było widać, mimo wszystko nie przeszkadzało nam to. Wtedy przeżyłam swój pierwszy pocałunek. Co prawda nie wiele pamiętała ale było miło. Nie pamiętałam nawet jak wyglądał ten chłopak, ba ja nawet nie znałam jego imienia. Do tej pory to wszystko mnie zastanawia i za chiny świata nic sobie nie przypominam. To wkurzające!"

     Wszystko wydawało się dla niej dziwne, nowe. Kiedy siedziała na brzuchu szatyna patrzyli sobie w oczy. Był jej najlepszym przyjacielem, nawet lepszym niż Kasandra, która ostatnio została zaniedbana przez Anabell. Brunetce jednak nie spieszyło się do kontaktu z czerwonowłosą. Wiedziała, że na razie jej nie potrzebuje. Co prawda nie traktowała jej zbyt miło ale Kas potrafiła to zrozumieć. Przecież znała Anabell jak nikt inny. Niespodziewanie szatyn oplótł jej ciało swoimi dłońmi i przyciągnął ją do siebie. Teraz leżała na nim. Wtuliła się w niego. Poczuła się ważna, kochana. Poczuła ciepło bijące od Justina.

*

14 marca 2010r.
Wspomnienia Justina.

"Uczęszczałem na terapię prawie codziennie. Starałem się jak mogłem. Robiłem to dla ojca. Chciałem mu pokazać, że się na mnie nie zawiedzie. Chciałem pokazać mu, że potrafię, że jest dla mnie ważny. Kiedy sięgałem po narkotyki przed oczami pojawiał mi się on. Kiwał przecząco głową a wtedy rozumiałem, że mam tego nie robić. Odkładałem je głęboko do szafy i wychodziłem z domu. Nie, nie szedłem do klubu do Jacoba - szedłem do parku. Chodziłem dookoła i zastanawiałem się nad życiem. Zastanawiałem się nad tym co musi czuć matka widząc mnie w takim stanie. 



     Kiedy przytulił ją do siebie nie chciał jej puścić. Mimo, że jej wiek bardzo go zdziwił był zadowolony, że ją poznał. Zakochał się pierwszy raz - pierwszy raz poważnie. Kiedy Anabell odsunęła się od szatyna, spojrzała w jego oczy i lekko musnęła jego policzek. Wstała i zapięła walizkę.
- Możemy iść. - powiedziała uśmiechając się promiennie do szatyna. Pierwszy raz widział u niej taki uśmiech. Owszem uśmiechała się ale inaczej, ten uśmiech był zupełnie inny.
- Jasne. - odparł i wstał po czym razem z brunetką skierował się do wyjścia. Zabrał od niej walizkę i opuścił dom jednak Anabell za nim nie szła. Odwrócił się i dostrzegł ją. - Wszystko w porządku? - kiedy zadał jej to pytanie odwróciła się do niego. Na jej bladych policzkach dostrzegł słone łzy. Rzucił torbę i podszedł do niej mocno przytulając jej ciało. Wiedział, że tego potrzebuje. Na terapii lekarz dokładnie zaakcentował, że kiedy coś jest nie tak dziewczyna potrzebuje wsparcia.
- Dziękuję ci Justin. - rzekł odsuwając się od niego. Otarła wierzchem dłoni łzy i zamknęła drzwi na klucz.

Po śmierci ojca matka sama się załamała. Zaczęła sprowadzać do domu rożnych facetów ale przeważnie, żaden jej nie odpowiadał. Była z nim góra miesiąc a potem pojawiał się nowy. To zaczęło mnie męczyć. Kochałem ojca i sądziłem, że ona nawet po śmierci będzie mu wieczna ale tak nie było. Raniła mnie wtedy więc ja też raniłem ją. Potem chyba dotarło do niej co robi, przestała. Kiedy ja zacząłem uczęszczać na terapię wspierała mnie. Zrozumiałem wtedy, że rodzina jest najważniejsza. Nie ważne jaki dana osoba popełni błąd - zawsze będzie twoją rodziną, której nie da się zmienić. Będzie dla ciebie kimś bliskim i kimś ważnym, taka właśnie wtedy była dla mnie moja matka."

     Otworzył drzwi od swojego domu i wpuścił do środka Anabell. Mimo, że dziewczyna była tu już wcześniej teraz patrzyła na ten dom zupełnie inaczej.
- Cieszę się, że się zgodziłaś. - wypalił nagle szatyn stając obok niej. Odwróciła w jego głowę stronę i nikło się uśmiechnęła. - Chodź. Pokażę ci twój pokój. - dodał. Anabell aż dziwnie się poczuła słysząc te słowa. Przeważnie bywała tu i zazwyczaj siedzieli w salonie lub w pokoju Justina. Nigdy nie odwiedzała innych pomieszczeń. To lekko ją przerastało ale w głębi duszy cieszyła się, że znalazł się ktoś taki jak on. Ktoś kto chce pomóc jej dobrowolnie - za to była mu wdzięczna.

"Przychodzi taki czas, że zaczynamy mimo wszystko tęsknić za przeszłością chociaż wcale nie była taka kolorowa i piękna."

~*~

No i jest rozdział 5. 
Mam nadzieję, że nie jesteście zawiedzione jak 4?
NN w następny weekend [może].
~Demi Bieber.

sobota, 1 września 2012

Czwarty.

30 czerwca 1998r.
Wspomnienia Anabell.

"Ostatni dzień czerwca. Pogoda dopisuje, ludzie się cieszą, dzieci świetnie się bawią. Wtedy matka jeszcze z nami była. Razem chodziliśmy na spacery do parku, na lody czy na innego tego typu atrakcje. Często się śmialiśmy i to było piękne. Tamten okres mojego życia był piękny...

     Ławka na której siedziała pozwoliła jej powspominać miłe chwile. Wtedy wszystko było dla niej takie proste, wtedy nie zdawała sobie sprawy, że matka niedługo odejdzie i zostawi ich tak po prostu. Łzy zebrały się w jej oczach a już po chwili płynęły po jej bladych policzkach. Ale to nie były łzy smutny, nie tym razem. Teraz były to łzy szczęścia - łzy, które pozwoliły jej przypomnieć sobie tak cudownie spędzone chwile, cudowny czas jaki jeszcze wtedy królował w życiu 5 letniej Anabell. 

Pamiętam kiedy razem z mamą wybrałyśmy się do centrum handlowego. Kupiła mi wtedy prześliczną fioletową sukienkę i baleriny. Kiedy wróciłyśmy do domu od razu pomogła mi się w to przebrać. Pamiętam tą radość, wtedy pierwszy raz poczułam się piękna. Byłam dla niej księżniczką a ona? Ona płakała ze wzruszenia."

     Te wspomnienia uważała za najpiękniejsze. Nigdy nie chciała ich wymazać ze swojej pamięci. Chciała pamiętać je do końca. 

"Najgorsza jest ta bezsilność, że nie możesz zrobić nic, aby było jak dawniej."

*


     Ze swojej torebki wyciągnęła starannie zapakowaną żyletkę. Kiedy chwyciła ją w palce podniosła lekko do góry i obejrzała ze wszystkich stron. Podwinęła rękaw skórzanej kurtki i dotknęła zimnym przedmiotem swoich nadgarstków. Chciała przejechać po nich zostawiając ślad i strugę sączącej się krwi. Sądziła, że to jej w tej chwili pomoże najbardziej. 
     Bez zastanowienia przejechała ostrzem po cienkiej skórze. Chciała wbić się głębiej aby podciąć sobie żyły lecz nie zdążyła. Wszystko działo się tak szybko. Ktoś wyrwał jej żyletkę i rzucił przed siebie a zaraz potem mocno ją do siebie przytulił. Anabell nie wiedziała kto to jest, nie widziała tej osoby. Łzy zamazały jej obraz został jedynie zapach. Kiedy owy osobnik odsunął się dostrzegła Justina. Wyjął z kieszeni swojej bluzy paczkę chusteczek i owinął nimi rękę dziewczyny mocno przyciskając aby krew przestała lecieć.
- Czemu chcesz to zrobić? Czemu chcesz się zabić? - zapytał nie patrząc w jej oczy. Nadal patrzył na jej nadgarstek. Chusteczki powoli zaczęły robić się czerwone. Anabell nie odpowiadała. - Powiedz coś.. - dodała prawie szeptem i podniósł wzrok tak, że widział jej oczy. Nie chciała na niego patrzeć, odwróciła wzrok. 
- Po co to zrobiłeś? Po co wyrzuciłeś moją przyjaciółkę? Skrzywdziłeś ją.. - zapytała nagle przerywając ciszę jaka trwała między nimi. 
- Chcę ci pomóc... - wyszeptał ale mu przerwała.
- Mnie już nikt nie może pomóc. Nikt, rozumiesz?! - krzyknęła patrząc w jego oczy. Dostrzegł w nich ból. Zdawał sobie sprawę jak ta dziewczyna bardzo cierpi. Marzył aby jej pomóc, pragnął tego najbardziej na świecie. Chciał wyzwolić ją od problemów.
- Po prostu nie chcesz aby ktoś ci pomógł. - rzekł nadal twardo patrząc w jej załzawione oczy. Teraz wydawały się jeszcze bardziej intensywne. - Bell proszę, zrezygnuj z tego. Jeśli chcesz pomogę ci. Będę cię wspierał tylko zgódź się. Nie mogę zrobić czegokolwiek bez twojej zgody. - dodał cicho. Kiedy Anabell usłyszała "Bell" wypowiedziane przez niego wspomnienia znów wróciły. Nikt tak na nią nie mówił prócz matki. Tylko ona od zawsze mówiła na nią Bell, dlatego to słowo dla brunetki znaczyło tak wiele. Poczuła ukłucie w sercu. Tak bardzo chciała aby ktoś jej pomógł, tak bardzo potrzebowała kogoś kto przytuliłby ją bez powodu i odciągnął od żyletek, tak bardzo chciała aby właśnie on był tą osobą. Potrzebowała go ale bała się, bała się odpowiedzieć mu cokolwiek. 
- Dobrze.. - wyszeptała cicho tak, że Justin ledwo zrozumiał ale mimo wszystko w środku poczuł lekką ulgę. Od dawna nie cieszył się tak bardzo. Jedno wypowiedziane przez nią słowo znaczyło dla niego tak wiele. 

"Wiesz, próbuję ci powiedzieć, że cię potrzebuję."

*

     Minął miesiąc, długi miesiąc. Dla niej to były męczarnie, dla niego coś pięknego. Razem chodzili do terapeuty - Justin wspierał ją jak mógł. Był zawsze kiedy go potrzebowała. 
     Wychodzili ze szpitala. Kierowali się w stronę ulicy, na której znajdowały się ich domy. Terapeuta powiedział, że przydałoby się aby Anabell nie mieszkała sama, aby zawsze ktoś przy niej był. Ojciec dziewczyny coraz częściej wyjeżdżał w delegację ale szatyn sądził, że robi to tylko dlatego aby nie pomóc córce. Jej problemy przerastały go, nie potrafił sobie z nimi poradzić i wiedział że Justin jej pomoże. Ufał temu chłopakowi. 
- Bell wpadłem na pomysł ale nie wiem czy ci się spodoba.. - zaczął a kiedy dziewczyna spojrzała na niego kontynuował. - Terapeuta mówił, że nie możesz mieszkać sama. Twojego taty nie ma więc może wprowadzisz się do mnie? - zapytał lekko speszony. Wyglądał śmiesznie. Miał 25 lat i nadal wstydził się zadawać dość osobiste pytania, chociaż to nie było wcale z tej dziedziny.
- Justin jesteś moim przyjacielem i ufam ci ale nie wiem czy to dobry pomysł.. - zaczęła ale przerwał jej.
- Po prostu to zrób. Jak ci się nie spodoba wyprowadzisz się. - rzekł ale w głębi duszy miał nadzieję, że nigdy od niego nie odejdzie. Znał ją prawie dwa miesiące, poznał ją od strony jej problemów. Nie wiedział o niej najmniejszych szczegółów typu ulubiony kolor ale wiedział coś więcej, coś co dla niej jest ważniejsze. Te dwa miesiące bardzo go zmieniły, zmieniły też jego życie. Anabell stała się dla niego bliska. Szczerze mówiąc już pierwszego dnia kiedy ją zobaczył poczuł coś innego, poczuł że będzie dla niego kimś ważnym i tak właśnie jest. Kochał ją, mógł bez problemu przyznać się przed samym sobą, że jest w niej zakochany po uszy. Chciał dla niej jak najlepiej, chciał mieć ją tylko dla siebie - chciał ją na wyłączność. 
- Dobrze. - odparła przerywając jego przemyślenia. Spojrzał w jej oczy i uśmiechnął się lekko, odwzajemniła to.

"Marzenie na dziś? Przytulić ją!"


~*~

No i jest już rozdział 4.
Szczerze powiem, że nie jest on dobry a końcówka?
Spieprzyłam koniec, za szybko to zrobiłam. 
Nie wiem kiedy nowy.. 
Ehh..
~Demi Bieber.
     

czwartek, 30 sierpnia 2012

Trzeci.

17 marca 1998r.
Wspomnienia Justina.

"Ten dzień był dość ładny. Na dworze świeciło słońce. 11 letni chłopak imieniem Justin siedział w ogrodzie ze swoim przyjacielem i bawili się samochodami. Wszystko byłoby pięknie gdyby w pewnej chwili nie dostrzegł swojego ojca. Rzucając zabawką o ziemię ruszył w stronę płotu. Niestety był za mały i nie dosięgał klamki, jednak doskonale widział ulicę i pasy. Jego ojciec był tak zafascynowany widokiem swojego syna, że nie patrząc czy nic nie jedzie wkroczył na pasy. Wtedy chłopczyk widział tylko ciało swojego ojca lecące kilka metrów dalej, pisk hamowania i pełno krwi. Z jego oczu momentalnie polały się słone łzy, nie panował nad nimi. Nie do końca wiedział co się wydarzyło ale zdawał sobie sprawę, że to było coś okropnego. Z domu wyszła wtedy 30 letnia kobieta i widząc synka przy furtce oraz ciało męża leżące na ulicy w kałuży krwi podbiegła szybko do Justina i tuląc go do siebie sama zaczęła płakać. Ona wiedziała doskonale, że Ryan już nie żyje. Uderzenie było zbyt silne i zbyt mocne aby miał jakiekolwiek szanse. A on? On myślał, że jego tatuś się obudzi, że wyjdzie z tego i już niedługo znów będą mogli pójść razem na ryby czy pograć w piłkę świetnie się bawiąc. Niestety nic takiego już nigdy nie nastąpiło i nie nastąpi...

     Chłopak przerwał swoje rozmyślenia i wrócił do rzeczywistości. Wspomnienia wykańczały go wielokrotnie i chociaż ma już 25 lat nadal obraz lecącego ojca jest tak realistyczny. Kiedy tylko zamyka oczy widzi jego uśmiechniętą twarz, widzi jego - przystojnego mężczyznę z lekkim zarostem i dużymi, piwnymi oczyma, które sam po nim odziedziczył. Kochał go, był dla niego wzorem do naśladowania.
     Chciał zająć się czymś aby tylko nie wracać do tego feralnego dnia, niestety na marne. Myśli nie dawały mu spokoju a wspomnienia nadal wypełniały jego umysł.

Sygnał syren, płacz matki, zdziwienie przyjaciela i on - sam pośrodku wszystkiego. Czuł się tak jakby był między rzeczywistością a snem, nie rozróżniał wtedy co jest prawdą a co fikcją. Płakał nie kontrolując tego co robi, przytulał matkę nawet nie czując jej obok siebie, patrzył na przyjaciela ale ledwo go widział. Od tamtej pory jego życie zmieniło się, zmieniło się nie do poznania."

     Wspomnienie wypadku jak i obrazu matki, przyjaciela było dla niego bolesne. Kiedy skończył 25 urodziny postanowił, że się wyprowadzi. Nie mógł dłużej mieszkać w mieście, w którym wydarzyło się tak wiele. Wybrał Londyn. Uważał, że to miasto idealnie nadaje się na jego obecność. Był rozdarty i wypruty z życia. Nie szanował tego co ma i w ogóle mu na tym nie zależało. Potem spotkał ja - Anabell. Dziewczynę, która popełniała takie same błędy jak on, która również w jakiś sposób kogoś straciła. Rozumiał ją doskonale. Mimo, że wspomnienia nie dawały mu spokoju cieszył się, że jest ktoś kto go rozumie. Chciał jej pomóc. Wiedział, że dałby radę bo sam przez to przechodził. Tylko jemu nie pomagał nikt, sam musiał sobie poradzić i cieszył się, że to zrobił. Uważał, że to była jedna z najlepszych decyzji w jego życiu. Teraz był wolny, wolny i czysty.

*

8 kwietnia 2004r.
Wspomnienia Justina.

"Stoczył się, stracił wszystko - bynajmniej tak myślał. Uważał, że narkotyki, alkohol i inne używki dadzą mu ukojenie. Na marne.. Problemy znikały tylko na chwilę aby po kilku godzinach wrócić z podwójną siłą. Kiedy brał uważał, że robi dobrze. Wtedy chciał umrzeć, nie myśleć o swoim ojcu, nie przejmować się stanem psychicznym matki, który z każdym dniem był coraz gorszy - myślał tylko o sobie i to mu wystarczyło. Wracał z klubu, w którym prawie codziennie spotykał się z Jacob'em. Nigdy nie zaćpał się jeszcze tak jak tego wieczora. Mimo, że miał dopiero 17 lat przeszedł więcej niż nie jeden dorosły i on doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Ale wtedy, nie obchodziło go nic. Wszedł domu i kiedy przekroczył próg dostrzegł swoją matkę. Był naćpany więc jego obraz wydawał się zupełnie inny - widział kobietę w długiej sukni z pięknym wiankiem na głowie. Miała uśmiech na twarzy i jej oczy tak mocno się świeciły. Jednak prawda była inna. Stała przed nim kobieta w zwykłych jeansach i za dużej koszulce z założonymi rękoma na piersiach. W ogóle się nie uśmiechała a jej oczy nie świeciły. Była zdenerwowana i wkurzona.
- Gdzieś ty się znów włóczył?! - krzyknęła dotykając ręką ramienia syna.
- Jak to gdzie piękna pani.. Byłem z Jacobem w raju. - odpowiedział zaćpany Justin i czknął. Anna spojrzała na niego tylko z politowaniem i chwytając go za ramię ruszyła z nim na górę. Kiedy Justin ułożył się w łóżku, przykryła go kołdrą i całując w głowę - tak samo jak wtedy kiedy miał 5 lat, opuściła pokój zamykając za sobą drzwi."

     Kiedy teraz wracał do tych wspomnień chciało mu się śmiać. Jak mógł być na tyle głupi aby w wieku 17 lat stać się ćpunem jakiego nigdy nie znał. Zawsze sądził, że narkotyki i tego typu sprawy to nie jego świat i nigdy w nim się nie pojawi. Jednak wszystko wyszło zupełni inaczej. 

"Jedno wydarzenie a tak wiele zmieniło w jego podejściu do życia..."

*

13 grudnia 2008r.
Wspomnienia Justina.

"Coraz częściej myślał o samobójstwie. Narkotyki dawały mu ukojenie chwilowe i po jakimś czasie jego organizm tak bardzo przyzwyczaił się do codziennej dawki, że nawet to nie pozwalało mu zapomnieć. Wtedy chciał umrzeć. Marzył o śmierci. Zastanawia was czemu 17 latek myśli o śmierci skoro przed nim całe życie, a każdy inny normalny nastolatek w jego życiu myśli o dziewczynach i pierwszym razie? Otóż jego największym marzeniem była śmierć, tak bardzo chciał zniknąć z tego świata i znaleźć się obok swojego ojca. Czułby się wtedy szczęśliwy i najprawdopodobniej taki by był. Siedział by razem z ojcem nie przejmując się niczym i nikim. Byliby tylko oni.."

     Z jego oczu poleciały łzy. Pierwszy raz od dobrych kilku lat rozkleił się jak małe dziecko. Ale przecież płacz nie oznacza tego, że ktoś jest dziecinny. Płacz pomaga w pozbyciu się złych uczuć i daje lekkie ukojenie. Pozwala zapomnieć i wyżyć się w najłagodniejszy sposób. 

*

5 lutego 2009r.
Wspomnienia Justina.

"Sen, który od dawna nie pozwalał mu normalnie myśleć i funkcjonować wykańczał go. Codziennie śniło mu się to samo. Codziennie widział ojca, który mówił mu, że nie powinien tego robić, że nie powinien próbować się zabić bo ma dla kogo żyć. Ojciec w tym śnie prosił go aby nie brał, aby zaczął opiekować się matką, która cholernie się o niego boi i którą sam miał się opiekować do starości...

     To wspomnienie wkradło na jego usta nikły uśmiech. Pamiętał ten sen, był taki realistyczny. Mimo, że wtedy nie zdawał sobie z tego sprawy to właśnie ten sen mu pomógł. To dzięki niemu zaczął coraz rzadziej chodzić do klubu i coraz częściej spędzał dzień ze swoją matką, którą mimo wszystko kochał tak cholernie i która kochała również jego. 

Widząc smutną twarz ojca i jego zakrwawione oczy zrozumiał, że źle robi. Chciał to zmienić i tak zrobił. Sen go wykańczał ale ojciec ze snu bardzo mu pomagał. Wtedy chciał spać jak najdłużej, chciał jak najdłużej widzieć swojego ojca z którego brał przykład. Chciał aby on już na zawsze pozostał w jego snach, marzył o tym."

     Ten sen zaczął męczyć go od 24 grudnia 2008 roku. W dzień Wigilii pierwszy raz od tak dawna spotkał swojego ojca - spotkał go w śnie i uważał ten dzień za coś magicznego. Cieszył się ale i zarazem nienawidził swojego życia, nigdy nie mógł zrozumieć dlaczego pojawił się tak późno, dlaczego pojawił się dopiero 11 lat po całym zdarzeniu. Dlaczego akurat wtedy zapragnął mu pomóc i przemówić do rozsądku? Nadal tego nie wiedział ale czuł, że właśnie tak miało być. Czuł, że Londyn też pomógł mu wybrać ojciec, czuł, że to właśnie on zesłał Anabell na jego drogę aby zrozumiał jak wiele krzywd wyrządzał bliskim w przeszłości i aby pomógł jej bo ona potrzebuje tego tak samo jak on tego potrzebował - wtedy.

" Ich drogi się spotkały, połączył ich podobny problem..."

~*~

No i jest rozdział 3. 
Mam nadzieję, że was nim nie zawiodłem.
Nowy? Nie wiem kiedy. 
Cóż mogę jedynie powiedzieć, że dedykuję go:
Coverllet z bloga www.calm-island.blogspot.com ;*
Dziękuję ci również za wszystkie miłe słowa
i ten pomysł, który mi podsunęłaś.
~Demi Bieber.

wtorek, 28 sierpnia 2012

Drugi.

12 maja 2008r.
Z pamiętnika Anabell Silver.

"Odkąd pamiętam starałam się zapanować nad swoim życiem. Nigdy mi to nie wychodziło. Codziennie coraz bardziej pogrążałam się w przekonaniu, że nie jestem nic warta. Każdego dnia kiedy tylko otwierałam oczy widziałam śmierć - czarną postać z kosą w ręku. Może to dziwne, ale właśnie tak było. Od tamtej pory zaczęłam myśleć o samobójstwie. Sądziłam, że to najlepsze rozwiązanie na wszystko. Uważałam, że świat beze mnie będzie piękniejszy, lepszy. Wiele razy próbowałam z tabletkami jednak kiedy tylko zaczęłam czuć się gorzej uświadamiałam sobie co robię. Wbiegałam do łazienki i powodowałam wymioty poprzez wsadzenie dwóch palców do buzi. Nie byłam zbyt silna, zawsze rezygnowałam. Nie posiadałam silnej woli, słowa ludzi kierowane w moją stronę brałam na poważnie. Uważałam, że to prawda. No bo skoro mnie nie znają to najwidoczniej mówią prawdę...

     Anabell odłożyła zeszyt nie kończąc czytać całego wpisu. Przypominały jej się wszystkie wydarzenia z tamtych dni, z tamtych lat, chwil. Wspomnienia były dla niej czymś bolesnym. Nigdy nie wspominała swojego życia jako coś pięknego. Każdą chwilę uważała za najgorszą, nie znosiła tego. 

*

     Wyszła z domu przemierzając uliczki Londynu. Pogoda dziś nie była najgorsza. Szczerze? Nawet nie wiedziała po co opuściła dom, po prostu czuła potrzebę odwiedzenia parku do którego chodziła kiedyś bardzo często. Ubolewała tam. Uważała to miejsce za miejsce spowiedzi. Ten park nasłuchał się tyle jej opowieści, że dziwiła się, że wszystkie drzewa nadal są zielone w porze wiosennej. 
     Park znajdował się na obrzeżach miasta, w którym mieszkała. Rzadko kto o nim wiedział. Przeważnie nie było tu nikogo, nikt nie chciał przychodzić taki kawał skoro pod nosem jest jeszcze jeden. Jednak Anabell uwielbiała ten park. Był pusty a to odpowiadało jej najlepiej. Usiadła na jednej z ławek na której przeważnie siadała. Z torby, którą ze sobą miała wyciągnęła pamiętnik i otworzyła na jednej ze stron.

17 stycznia 2011r.
Z pamiętnika Anabell Silver.

"Matka odeszła a ja nadal nie mogę w to uwierzyć. Zawsze obwiniałam się o to ale dziś zrozumiałem, że nie potrzebnie. Od dziś jest ona dla mnie martwa - nie istnieje. Skoro mnie zostawiła miała mnie w dupie, tak po prostu. Najwidoczniej nie dorosła do swojego wieku, nie dorosła do bycia matką. Od dziś otrzymała ode mnie nowe przezwisko. Nie jest już matką - jest po prostu zwykłą SUKĄ! I mogę to napisać milion razy.. SUKA, SUKA, SUKA i tak w kółko. Przestała mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie. Myślała tylko o sobie... Co bym zrobiła gdybym ją spotkała na ulicy? Jakbym się zachowała? Sama nie wiem, tego nigdy nie wiedziałam i szczerze chyba nawet nie chcę jej spotkać. Nie zniosłabym widoku jej mordy ze sztucznym uśmiechem i łzami rozpaczy.. Jej PRZEPRASZAM nic by dla mnie nie znaczyło. Ona odeszła i dla mnie jest już MARTWA, nie musi wracać. Niech zostanie sobie w tym zakichanym mieście ze swoim przydupasem i być może nową rodzinką. Mam to w dupie...
Szkoda tylko, że to tak bardzo boli... "

     Zamknęła z hukiem zeszyt wrzucając go do torby. Wtedy tak bardzo jej nienawidziła. Chyba nadal jej nienawidzi jednak wciąż ją to boli, cholernie boli. 
     Usłyszała szelest liści. Odwróciła głowę zdziwiona, że ktoś tu w ogóle przyszedł. Kiedy dostrzegła swojego nowego sąsiada w środku poczuła radość ale na zewnątrz nie wyrażała żadnych emocji, nic. Kompletna pustka.
- Cześć. Mogę się przysiąść? - rzekł wskazując miejsce obok. Nie odpowiedziała nic. Kiwnęła jedynie głową na tak i zabierając torbę zrobiła miejsce dla towarzysza. - Wszystko w porządku? - dodał po dłuższej przerwie patrząc na jej twarz.
- Nic nie jest w porządku.. - odparła wzdychając. Podciągnęła nogi i opierając je o brzeg ławki objęła rękoma kolana. Patrzyła przed siebie nieobecnym wzrokiem. Mogłoby się wydawać, że jest naćpana ale to tylko błędna teoria. Nigdy nie ćpała, nie paliła, nie piła.
- Jak chcesz możesz mi powiedzieć. Podobno obcym osobą łatwiej się zwierza.. - powiedział nadal patrząc na Anabell.
- Nie jesteś obcą osobą. Znam twoje imię i nazwisko.. - rzekła nadal na niego nie patrząc. Zdziwiła go jej odpowiedź. Spodziewał się czegoś innego. Myślał, że się przed nim otworzy, opowie mu o sobie i będzie jej lepiej. Ona po prostu tego nie chciała.
- Tak to prawda, ale nie znasz mnie lepiej.. - nadal próbował. Intrygowała go. Wyglądała na osobę, która lubi samotność, była cicha i skromna, ale on sądził, że jest pewna siebie.
- A może ja po prostu nie chcę ci się zwierzać? - zadał pytanie retoryczne i pierwszy raz spojrzała na jego twarz. Zamarł kiedy dostrzegł tak intensywnie zielone oczy. Nigdy takich nie widział a spotkał na swojej drodze już wiele osób, jej były niesamowite - intensywne. Kiedy Anabell zorientowała się, że Justin wpatruje się w jej oczy odwróciła głowę. Nie chciała wchodzić z nim w "głębsze" kontakty. 
- Jak wolisz. - odparł i sam usiadł tak, że patrzył przed siebie. Siedzieli w ciszy. On bał się odezwać, ona po prostu nie chciała rozmawiać. Cisza trwała przez dłuższą chwilę. Niespodziewanie przerwała ją Anabell.
- Kiedy miałam 5 lat matka odeszła ode mnie i od mojego ojca... - zaczęła nadal patrząc przed siebie. - Zostawiła nas dla jakiegoś przydupasa, który podobno dawał jej bezpieczeństwo i poczucie wartości. Nie dorosła do roli matki ale jej wyczyn zranił mnie bardzo. To wsiadło na moją psychikę. Uważałam, że to przeze mnie odeszła. Obwiniałam się. Nienawidziłam siebie. Potem zaczęły się chore sytuacje, moje myśli krążyły w około śmierci. Chciałam zginąć, odejść z tego świata bo wydawało mi się, że beze mnie byłby lepszy, piękniejszy. Zaczęłam zadawać sobie ból za pomocą żyletek... - tu się zatrzymała i podciągnęła rękawy swojej czarnej skóry pokazując liczne blizny. - One stały się moimi najlepszymi przyjaciółkami. Ale wtedy poznałam Kasandrę. Powiedziała mi kilka słów, które do teraz zostały w mojej pamięci. Zrozumiałam, że to nie przeze mnie odeszła tylko przez swoja głupotę. Od pewnego czasu nie mam matki, dla mnie ona nie żyje. Zaczęłam używać innego słowa aby określić tego kim jest, jest suką. Myślała tylko o sobie, nie pomyślała co może poczuć mała dziewczynka, która aby wejść w życie nastolatki a potem kobiety potrzebuje rad matki i jej pomocy. Ojciec to jednak nie to samo. Nie miał dla mnie czasu ale doskonale go rozumiałam. Nigdy nie posiadałam milionów a on aby utrzymać i mnie i siebie pracował na dwa etaty. Kochał mnie i o tym wiedziałam, mimo, że mi tego nie okazywał. Jednak kiedy matka odeszła zaczął się staczać. Stał się alkoholikiem.. - znów przerwała aby nabrać powietrza w płuca. - Jednak wyszedł z nałogu. Po prostu oświeciło go, że jestem jeszcze ja. Wiadomo było mu ciężko ale zrobił to. Nie poddał się. Podziwiałam go za to no bo przecież mógł nadal żyć w swoim świecie w którym króluje alkohol i mieć wszystko w dupie ale nie chciał tak. - zakończyła swoją wypowiedź. - Teraz już wiesz praktycznie wszystko.. - dodała i wytarła pojedynczą łzę, która spłynęła po jej bladym policzku. Justin nic nie mówił. W głowie analizował, każde słowo wypowiedziane przez Anabell. Przerażało go to, że winiła siebie za błędy matki. Karała się najgorszym z możliwych sposobów i uważała, że to jest dobre. Nie miała nikogo kto mógłby jej pomóc. Była sama - tak twierdziła. Brakowało jej miłości, matczynej miłości. A on to wyczuł. Był dobrym człowiekiem i łatwo odczuwał uczucia jakie kumulowały się w innych. Zdawał sobie sprawę co to znaczy wychowywać się bez jednego rodzica. Sam stracił ojca w wypadku samochodowym kiedy miał 11 lat. Strasznie to przeżywał. Nie potrafił pozbierać się po stracie człowieka, którego darzył tak ogromnym uczuciem. 

*

     W parku siedzieli dość długo. Chłopak zdążył opowiedzieć jej swoją historię i szczerze mówiąc chyba się polubili. Anabell nie potrafiła się do tego jeszcze przyznać. Nie mogła uwierzyć w to, że na świecie są ludzie z podobnymi bądź takimi samymi problemami. Mimo wszystko uznała dziś, że jest histeryczką. Przecież jej matka żyje - nie ważne, że gdzieś daleko, po drugim końcu świata ale żyje. A on? On stracił ojca na zawsze. Przeżył większe piekło. 

"Ona? Miała jeszcze szansę kiedyś ją spotkać. 
On? Mógł jedynie postawić znicz na jego grobie."

*

     Kiedy wróciła do domu od razu ruszyła do łazienki. Odwinęła bandaż i przyjrzała się swojej ręce - pociętej ręce. Tak bardzo chciała przestać to robić, chciała się z tego wyleczyć raz na zawsze ale czuła, że to nie jest możliwe. Sądziła, że to kwestia przyzwyczajenia. Aby z tego wyjść potrzeba dużo czasu, czasu którego ona miała aż zanadto. Jednak przerażała ją myśl, że może trafić do zamkniętego ośrodka odosobniona od wszystkiego. 

9 grudnia 2009r.
Z pamiętnika Anabell Silver.

"Miesiąc, w którym cała rodzina powinna spędzać ze sobą dużo czasu. Miesiąc świat i radości. Miesiąc miłości i gościnności, miesiąc w którym wszyscy ze sobą są. Jak wyglądały moje święta? Sama nie wiem. Dość długi czas nie miałam pojęcia co to w ogóle za uroczystość, że spędza się ten jeden dzień w tym miesiącu czyli 24 grudnia w gronie rodzinnym. Ja po prostu nienawidziłam tego dnia. Nigdy przy stole nie było rodziny, świątecznych potraf, prezentów. Nie było niczego. Ojciec zazwyczaj pracował, wtedy zarabiał dwa razy więcej niż normalnie a ja? Ja siedziałam sama w swoim pokoju zajadając się pizzą i popijając ją coca-colą. Tak właśnie spędzałam 24 grudnia. Dzień, który wydawał się tak wspaniały dla innych a dla mnie był najgorszym dniem w całym roku..." 

     Zamknęła pamiętnik i z impetem cisnęła nim w przestrzeń pokoju. Kiedy zeszyt uderzył w ścianę a potem opadł na podłogę Anabell położyła się na łóżko i tępo patrzyła w sufit. Z jej oczu zaczęły płynąc łzy, szczere i prawdziwe łzy. Nie potrafiła ich powstrzymać, w ogóle nie chciała tego robić. Ten wpis był dla niej najgorszym jaki napisała. Posiadał najwięcej emocji chociaż nie było tego widać gołym okiem - ona je po prostu czuła. Czuła ten ból i cholerną rozpacz.. Dając upust swoim emocją z wycieńczenia zasnęła..

~*~

No i jest rozdział 2. Mam nadzieję, że się podoba. 
Chciałam aby wyszedł jak najlepiej ale opinię pozostawiam wam. 
Mam nadzieję, że otrzymam komentarze ze szczerą opinią.
Nie chodzi o to, że zależy mi na komentarzach. 
Chodzi o to aby zobaczyć co piszę źle a co dobrze.
Nowy rozdział? Nie mam pojęcia kiedy. Wybaczcie.
~Demi Bieber.

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Pierwszy.

3 czerwca 2012 r.
Z pamiętnika Anabell Silver.

"Myśli samobójcze powoli mnie wykańczają. Wykańczają mnie psychicznie i fizycznie. Zadaje sobie ból za pomocą żyletek, to one są moimi przyjaciółkami. Najlepszymi przyjaciółkami. Ludzie mnie nie rozumieją, mnie nikt nie rozumie. Chociaż wydawało by się inaczej tak nie jest. Coraz częściej mam ochotę wyjść z domu, ruszyć na najwyższy most znajdujący się tu, w Londynie i skoczyć pod pędzący samochód aby zapomnieć o bólu i zniknąć. Ale nigdy nie mam na to zbyt wiele siły. Przy życiu utrzymuje mnie tylko jedna myśl - ojciec. Nie chcę go zranić jeszcze bardziej. Mimo, iż nie ma dla mnie czasu kocham go i jestem mu wdzięczna za to co dla mnie robi. Wiem, że również cierpiał kiedy mama odeszła, widziałam to codziennie. Zaczął wtedy pić, stał się alkoholikiem ale po pewnym czasie zrozumiał co robi, zrozumiał, że ma mnie i ma dla kogo żyć. Poszedł na leczenie, wyszedł z nałogu właśnie dla mnie. Cieszyłam się, że jestem dla niego ważna ale nadal nie czułam tej miłości, którą chciałam czuć, którą chciałam posiadać. Brakowało mi bliskości, czułych gestów takich jak całus w czoło czy przytulenie. Od dziecka nikt nie okazywał mi uczuć. Sądziłam, że w ten sposób chcą po prostu wychować mnie na człowieka bezdusznego, egoistycznego i takiego, który potrafi myśleć tylko o sobie i swoich potrzebach. Ale ja tak nie potrafię. Czuję, że miałam wrodzoną wrażliwość, po prostu nigdy nie potrafiłam patrzeć na cierpnie ludzkie. Gdybym mogła zrobiłabym wszystko aby temu zapobiec, niestety to nie jest możliwe..."

     Wracając do wpisu sprzed miesiąca zdała sobie sprawę z uczuć, które jej wtedy towarzyszyły. W oczach Anabell pojawiły się łzy, które już po chwili spływały po jej policzkach zostawiając tylko mokry ślad. Wspomnienia nie dawały jej spokoju. Przed oczami Anabell pojawił się obraz pijanego ojca. Zawsze kiedy widziała go w takim stanie chowała się w swoim pokoju bojąc się tego co mogłoby się wydarzyć. Chociaż Robert nigdy nie skrzywdził swojej córki w jej wnętrzu zawsze panował chaos. Nigdy nie potrafiła zrozumieć tego co się wydarzyło. Wtedy nawet nie znała pojęcia "alkoholik". Teraz jednak zdawała sobie sprawę i wiedziała doskonale, że alkoholik to osoba uzależniona od alkoholu, która podczas jej braku odczuwa jeszcze większą potrzebę napicia się, a pozbawienie takiej osoby trunku, powoduje szereg dolegliwości organizmu o charakterze psychosomatycznym nazywanym zespołem abstynencyjnym.

*

     Pierwszy raz od dość dawna Anabell postanowiła opuścić dom i przejść się uliczkami Londynu. Nigdy nie lubiła tego miasta. Przytłaczało ją. Przeważnie padał tu deszcz, który doskonale odzwierciedlał jej stan emocjonalny. Słońce pojawiało się bardzo rzadko, przez co Anabell myślała, że pogoda jest z nią jednością. Przeważnie kiedy była smutna - co trwało raczej codziennie, na dworze padał deszcz lub było pochmurno. Mimo wszystko brunetka uwielbiała deszcz, mogła wtedy spacerować po parku najlepiej nocą kiedy w około nie było nikogo. Nie odczuwała strachu chociaż tak na prawdę panicznie się bała, ale było jej to obojętne. Czasami nawet chciałaby aby ktoś na nią napadł. Skrócił by jej cierpienie, nie zdając sobie sprawy jak bardzo by jej pomógł. 
     Kiedy Anabell zamieszkała w Londynie była totalnym wrakiem człowieka. Nie potrafiła się pozbierać. Wtedy z domu wychodziła tylko dlatego, że kazał jej ojciec. Poznała wtedy pewną dziewczyną - jej przeciwieństwo. Była to czerwonowłosa dziewczyna pochodząca z pełnej rodziny. Posiadała kochających ją rodziców i miała to co chciała ale nie była rozpieszczona. Nigdy nie wywyższała się i nie uważała za lepszą. Posiadała grono oddanych przyjaciół, których Anabell nigdy nie posiadała. Nazywała się Kasandra Smith. Od Anabell była starsza o rok ale to właśnie przed nią otworzyła się brunetka. To ona poznała jej stan psychiczny i to ona poznała całą prawdę o życiu Anabell. Od tamtej pory Kasandra stała się najlepszą przyjaciółką Anabell, chociaż brunetka rzadko wychodziła z domu i rzadko się widywały nadal się przyjaźniły. Czerwonowłosa doskonale rozumiała swoją przyjaciółkę, starała się postawić w jej sytuacji i wyobrazić sobie co przeżywa. Jednak wyobrażenia nigdy nie staną się rzeczywistością a Kas nigdy nie zazna tego co zaznała brunetka. 

*

20 marca 2005r.
Z pamiętnika Anabell Silver.

"Czerwonowłosa piękność z długimi nogami i idealnie wykreowaną figurą. Pełna rodzina, która potrafi okazać jej uczucia i dać to czego najbardziej potrzebuje - Kasandra Smith. Nowo poznana osoba, nowe otoczenie i nowi ludzie. Nowe miasto = NOWE ŻYCIE. Lepsze? Mam nadzieję, że tak.. Przyjaźń - to to właśnie łączy mnie z Kasandrą. Doskonale mnie rozumiem, przynajmniej się stara a ja? Jestem jej za to cholernie wdzięczna...

     Przeczytała początek i przejechała palcem po fotografii, która była przyklejona na stronie. Znajdowały się na niej dwie osoby. Ona i Kasandra - ona smutna i przygnębiona, Kasandra uśmiechnięta i wesoła. W jej oczach ponownie zebrały się łzy. Tak bardzo nienawidziła tego uczucia, nienawidziła swojego życia i tego co ją spotkało. Może wyolbrzymiała problemy i za bardzo rozpamiętywała odejście matki ale taka już po prostu była. Nie potrafiła sobie poradzić sama. Rzuciła zeszyt na łóżko i wstając podeszła do komody. Otworzyła trzecią od dołu szufladę i wyjmując z niej zawinięta w kawałek chusteczki żyletkę usiadła na łóżku. Chwyciła w dłonie ponownie swój pamiętnik czytając ciąg dalszy wpisu.

Sądziłam, że w życiu nie spotka mnie już szczęście. Zawsze uważałam, że na nie nie zasłużyłam, że to Bóg tak chciał i dlatego odeszła mama. Najwidoczniej coś zrobiłam źle. Obwiniałam się o wszystko. Nienawidziłam siebie i swojego życia. Nienawidziłam wszystkiego - całego świata na którym żyłam...

     Przerwała czytać przejeżdżając żyletką po jeszcze świeżych bliznach. Kiedy z nadgarstka polała się krew pojedyncze krople kapały na zapisane kartki. Wiedziała, że to niszczy jej psychikę jeszcze bardziej ale nie potrafiła przestać. W ten sposób zapominała o bólu. Czuła, że nic prócz psychiatryka i terapii już jej nie pomoże. Wiele razy chciała zgłosić się ale za każdym razem rezygnowała, była zbyt słaba - nie miała wsparcia. 

Przyjaźń to pojęcie względne, które daje do zrozumienia dwójce osób co ich łączy. Na przyjacielu zawsze można polegać, nie ważne czy zadzwoni się do niego o 2 nad ranem z głupim pytaniem czy cię kocha czy po prostu wypłacze mu się w ramię po nieudanym związku. Niestety moja przyjaźń z Kasandrą wyglądała zupełnie inaczej. Nie płakałem jej w ramię, nie dzwoniłam do niej o 2 nad ranem. Po prostu opowiadałam jej o życiu i to ona płakała. Kiedy to robiła czułam, że przejęła na jakiś czas moje emocje i uczucia, a ja? Ja byłam przez jakiś czas wolna...

     Zrobiła sobie jeszcze głębsze rany. Chciała stracić przytomność, chciała stracić dużo krwi i już się nie obudzić. Chciała zniknąć.

Wtedy ona mi pomogła a ja obiecałam jej, że nie zrobię nic głupiego. Przysięgłam jej bo tego ode menie wymagała. Zgodziłam się to zrobić bo ją kochałam. Była mi bliska. Pierwszy raz poznałam co to znaczy przyjaźń i miłość. Pierwszy raz zrozumiałam ile może znaczyć dla człowieka drugi człowiek. To było piękne i... i prawdziwe..."

     Opamiętała się kończąc czytać ostatnie słowa swojego wpisu. Przypomniała sobie, że obiecała a przecież nie chciała wyjść na egoistkę. Zamknęła pamiętnik i chowając go pod poduszkę wstała z łóżka. Podeszła do okna i robiąc duży zamach wyrzuciła narzędzie krzywdy przed siebie po czym wbiegła do łazienki. Powoli stawała się senna i słaba. Z wieszaka wzięła pierwszy lepszy ręcznik i mocząc go w zimnej wodzie owinęła nim nadgarstek dając chwilowe ukojenie. Myślała, że to pomoże. Na marne.. Cały jasny, puszysty ręcznik szybko przybrał koloru czerwonego. Z szafki, która wisiała nad umywalką wyciągnęła czerwoną apteczkę z białym krzyżem na środku. Otworzyła wieko i wyjęła bandaż oraz wodę utlenioną. Kiedy polała otwarte rany zwinęła się z bólu. Kiedy opłukała rękę zimną wodą aby wymyć resztki wody utlenionej i zmyć krew z ręki owinęła ją zgrabnie bandażem i opuściła pomieszczenie.

*

     Mimo iż Anabell nie mówiła ludziom o swoich talentach posiadała je. Potrafiła pięknie śpiewać i wiedziała to tylko ona. Nawet jej ojciec tego nie słyszał. Nikomu o tym nie mówiła, przed nikim nie występowała. Chciała ale bała się. Nie potrafiła pojawić się na scenie przed jury, którzy mieli oceniać jej śpiew. Pozatym publiczność - nie lubiła ludzi, nie lubiła tłumu. Przytłaczał ją. Przytłaczał ją tylko dlatego, że odkąd pamięta zawsze była sama, no nie do końca sama fizycznie ale sama psychicznie i emocjonalnie. 
     Otworzyła zeszyt w którym zapisywała słowa swoich własnych, wymyślonych piosenek. Kiedy doszła do odpowiedniej strony włączyła płytę akustyczną na którą sama skomponowała melodię za pomocą komputera i zaczęła śpiewać. Jej głoś roznosił się po całym pokoju. Był niczym śpiew anioła. Ciszy, wpadający w ucho i spokojny...

*"There's a fire starting in my heart
Reaching a fever pitch
And it's bringing me out the dark

Finally, I can see you crystal clear
Go ahead and sell me out
And a I'll lay your ship bare
See how I'll leave with every piece of you
Don't underestimate the things that I will do..."

     Przerwała słysząc dziwny dźwięk. Podniosła się z łóżka na, którym siedziała i otwierając okno wyjrzała na zewnątrz. W domu obok paliło się światło. Odkąd tu mieszka nigdy nie widziała aby ktoś przyjeżdżał właśnie tu lub aby ktoś tu mieszkał. Kiedy w oknie dostrzegła jakąś postać szybko schowała się w pokoju zamykając okno i przysłaniając rolety. Postanowiła śpiewać dalej...

"The scars of your love remind me of us
They keep me thinking that we almost had it all
The scars of your love, they leave me breathless
I can't help feeling..."

     Zakończyła swoją piosenkę i wyłączając muzykę położyła się na łóżku, tępo patrząc w sufit. Odpłynęła...

*

     Obudził ją dźwięk dzwonka do drzwi. Jej ojca nie było w domu wyjechał w jakąś delegację. Anabell zdziwiona wizytą nieznajomej osoby w dodatku o tej porze podniosła się i zeszła schodami na dół. Stanęła przed drzwiami i przekręcając zamek otworzyła je na oścież. Za nimi stał chłopak. Lekko straszy. Był przystojny. Światło księżyca doskonale oświetlało jego twarz przez co Anabell bez problemu widziała piękne czekoladowe oczy. 
- Witaj. Nie chcę przeszkadzać po prostu chciałem się przywitać. Wprowadziłem się tu obok a że nie znam nikogo fajnie byłoby powitać chociaż sąsiadkę. - rzekł uśmiechając się promiennie. - Jestem Justin Gold. - dodał wyciągając dłoń w stronę dziewczyny. Spojrzała na niego po czym przeniosła wzrok na wyciągniętą rękę i lekko ją uścisnęła.
- Anabell Silver. - odparła ale chłopak nie puścił jej ręki. Obrócił ją lekko tak, że widział bandaż przez który już zdążyła przebić się krew.
- Coś się stało? - zapytał z lekką troską patrząc na bandaż.
- Nie. Nic się nie stało. - rzekła szybko wyrywając swoją rękę z jego uścisku. - Wybacz ale jestem trochę zmęczona i chciałabym się położyć. - dodała patrząc na chłopaka. Nie chciała zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, to raczej byłoby nie miłe.
- Jasne. Już sobie idę. W takim razie dobranoc i mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy. - odparł uśmiechając się lekko co Anabell odwzajemniła i kiedy szatyn odszedł zamknęła szybko drzwi opierając się o nie. Kiedy otrząsnęła się z szoku wbiegła schodami na górę i pierwszy raz od dłuższego czasu wybrała numer do Kasandy. Miała ochotę z nią porozmawiać.

*

     Po rozmowie z przyjaciółką poczuła się szczęśliwa w jakimś stopniu. Wykąpała się, ubrała pidżamę i zmieniła opatrunek. Położyła się na łóżku i przykrywając swoje ciało kołdrą odpłynęła.

~*~

No i 1 już za nami. Wiem, że krótki ale i tak dziś miałam nic nie dodać.
NN nie wiem kiedy, zależy od weny i chęci.
~Demi Bieber.
* fragment piosenki Adele -Rolling in the deep

sobota, 25 sierpnia 2012

Prolog opowiadania pt. "Fix a heart".


19 lipca 2004r.

Z pamiętnika Anabell Silver.

"Związki dwóch osób zazwyczaj wydają się idealne. Ludzie patrzący na nich z perspektywy obserwatora widzą dwoje ludzi idących obok siebie za rękę z uśmiechami na ustach. Ale czy, każdy związek jest idealny? Czy to nie są tylko pozory? Kiedyś pewna mądra osoba powiedziała mi, że prawdziwy związek składa się z kłótni, zazdrości, rozterek. I tak właśnie jest. Nie ma na świecie idealnych związków, w każdym związku znajdzie się jakiś powód, mały pretekst do ogromnej kłótni która trwa zazwyczaj kilka dni, tygodni, ale mimo wszystko po tak długim czasie osoby te do siebie wracając. Dlaczego? Ponieważ kochają się mimo wszystko i bezgranicznie. Nie wyobrażają sobie dalszego życia bez drugiej połówki, które zazwyczaj pasują do siebie idealnie. Są jak jabłko przekrojone na pół i podzielone między dwójkę osób. To w tym wszystkim jest najpiękniejsze. W związku najważniejsze jest uczucie. Jeśli jest silne - przetrwa wszystko. Nawet najgorsze nieszczęście i wszelkiego rodzaju zło. Przetrwa bo obie strony tego chcą, przetrwa bo obie strony o to walczą. Zawzięcie walczą..."

     Zamykając zeszyt który służył jej jako pamiętnik westchnęła tylko i przejechała opuszkami palców po okładce, na której znajdowało się kilka wzorów. W swoim pamiętniku opisywała wszystko co czuła, wszystko co uważała za słuszne. Mimo iż miała już 19 lat nadal uważała to za idealny sposób rozładowania swoich emocji. Nigdy nie spotkała prawdziwej miłości, nigdy nawet nie wiedziała co to znaczy być kochaną. Nie posiadała prawdziwej rodziny. Mieszkała z ojcem ponieważ matka zostawiła ich kiedy Anabell skończyła 5 lat. Przyszła sobie pewnego dnia do domu i oznajmiła, że wyprowadza się do innego miasta do swojego kochanka, który daje jej poczucie bezpieczeństwa i wartości. Wtedy nawet nie zdawała sobie sprawy jak bardzo krzywdzi swoją córkę, nie zdawała sobie sprawy, że dziewczynce do dalszego rozwoju jest potrzebna matka. Matka, która nauczy jej jak korzystać z tuszu do rzęs. Matka, która doradzi w podjęciu naprawdę ważnej decyzji i matka, która mimo wszystko zawsze będzie. Niestety. Anabell nie posiadała tego szczęścia. Miała wspaniałego ojca ale mimo wszystko to za mało. Chociaż bardzo się starał miał mało czasu dla swojej córki. Po odejściu Lucy musiał pracować dwa razy ciężej aby tylko utrzymać siebie i Anabell. Zadajmy sobie zatem jedno podstawowe pytanie. Czemu w tym wszystkim to Anabell ucierpiała najbardziej?


~*~

No i jest prolog. Mam nadzieję, że wam się spodoba. 
Liczę na komentarze ze szczerą opinią. 
Komentarze typu: " jest super, czekam na nn"
na prawdę mnie nie cieszą o czym napisałam dokładniej poniżej w Informacji.
Nowy rozdział? Jak napisze to będzie.
~Demi Bieber.